Sochaczew. Wyjmował z grobów kobiety i gwałcił ich zwłoki
Historię nekrofila z Sochaczewa opisał w książce "Widziadła. Świadectwa z zaświatów" Janusz Szostak. Do ujawnienia pierwszego rozkopanego grobu doszło w 1984 r. na cmentarzu przy alei 600-lecia w Sochaczewie, ale Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Skierniewicach, który prowadził postępowanie w tej sprawie, musiał je umorzyć. Śledczy nie wpadli na trop osoby, która sprofanowała mogiłę starszej kobiety, ani nie ustalili, dlaczego porwała się na taki czyn, ale sprawca przypomniał o sobie w październiku 1985 r. Tym razem uwaga mieszkańców skupiła się na nekropolii w parafii św. Wawrzyńca.
- Wyszedłem wyrzucić śmieci. I zobaczyłem dym na cmentarzu, dzień wcześniej był pogrzeb. Pomyślałem, że zapaliły się wieńce. Podszedłem do tego grobu. Był otwarty, z ziemi wystawały gołe nogi. Tam była pochowana 70-letnia kobieta. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że ona wisi rozebrana na prętach. Nogi miała do tych prętów przywiązane. Paliły się odzież i trumna - wspomina w rozmowie z Januszem Szostakiem Marian Florczak, mieszkaniec tych okolic.
Nekrofil z Sochaczewa wraca po 2 latach
Jak czytamy w książce "Widziadła. Świadectwa z zaświatów", nekrofila z Sochaczewa nie udało się złapać także i tym razem. Ludzie zaczęli mówić, że kobieta, której ciało zostało sprofanowane, miała wydać Żydów Niemcom, a to była pomsta. Inni donosili natomiast, że za zbeszczeszcznie jej zwłok odpowiada jej krewny, rozczarowany tym, jak rozporządzono rodzinnym spadkiem. Żadna z tych wersji nie okazała się jednak prawdziwa. Nieuchwytny do tej pory sprawca zaatakował znów w kwietniu 1987 r. Tym razem na cmentarzu przy ul. Traugutta w Sochaczewie.
- (...) Przedostatniego dnia marca pochowano tam starszą kobietę, która chorowała na raka. Na grób 2 kwietnia przyszli córka i syn zmarłej. Podchodząc, zauważyli odsuniętą płytę nagrobną. Dostrzegli, że nie ma kwiatów i coś jeszcze... kawałek wiszącego ciała. Przestraszyli się widoku, a gdy doszli do siebie, wezwali milicję - pisze Janusz Szostak.
Jak czytamy w książce "Widziadła. Świadectwa z zaświatów", przybyła na miejsce ekipa dochodzeniowa potwierdziła, że w grobie wiszą na prętach zwłoki rozebranej kobiety, która miała nadcięte piersi. Trumna i ubranie denatki zostało podpalone. Tym razem pojawiły się plotki o grupie satanistów i zboczeńcu, ale milicjanci wiedzieli, że do prawdy może ich doprowadzić tylko rzetelne śledztwo.
- (...) Wzmocniono patrole, sprawdzano kartoteki i wszelkie informacje, choćby nawet z pozoru niezwiązane ze sprawą. Starano się zbudować portret psychologiczny nekrofila. Nie było to łatwe, ponieważ podobne zaburzenia były w Polsce odosobnione. Znany był w tym czasie przypadek Edmunda Kolanowskiego – seryjnego mordercy i nekrofila z Poznania. Jednak rok wcześniej wykonano na nim wyrok śmierci - pisze Janusz Szostak.
Czytaj też: W jej obecności przedmioty unosiły się w powietrze! Co się dzieje z Joanną Sokół?
W ujęciu nekrofila pomógł Zbigniew Lew-Starowicz
Jak czytamy w książce "Widziadła. Świadectwa z zaświatów", mundurowi trafili w ten sposób na trop Kazimierza T., domniemanego nekrofila z Sochaczewa, który został zatrzymany. Mężczyzna nie miał jednak zamiaru ułatwiać im zadania, dlatego milicjanci wpadli na pomysł, by zaangażować w arkana sprawy Zbigniewa Lwa Starowicza. Znany seksuolog przyjechał do Sochaczewa, by porozmawiać z podejrzanym. W trakcie 4-godzinnej rozmowy Kazimierz T. przyznał się do profanacji, ale tylko tej ostatniej. Opowiedział o szczegółach w czasie wizji lokalnej.
- (...) Powiedział, że miał na cmentarzu w krzakach bzu schowane pręty, które były mu potrzebne do otwarcia grobu i trumny. Opisywał, jak otworzył pieczarę, zdjął deski, papę, płytki cementowe. Wszedł do grobu, wyjął zwłoki z trumny i wyciągnął z pieczary. Naznosił zniczy z innych grobów, pozapalał je. Mówił, że chciał mieć jasno. Bo to go podniecało. To wszystko działo się około północy. Zmarłą położył na sąsiednim grobie, rozebrał i na tym grobie odbył z nią stosunek. Jak już było po wszystkim, to położył na prętach ułożonych w poprzek grobu. Miał gwóźdź i tym gwoździem porysował denatce piersi. Mówił, że nie podpalał trumny i ubrania. Ponoć do grobu wpadł znicz i trumna zapaliła się sama. Gdy o tym wszystkim opowiadał, był spokojny, nie denerwował się - wspomina w rozmowie z Januszem Szostakiem Florczak.
Czytaj też: Śmierć zabrała te dzieci. Ich życie skończyło się za szybko. Te historie rozrywają serce
Dlaczego profanował zwłoki?
Jak czytamy w książce "Widziadła. Świadectwa z zaświatów", nekrofil z Sochaczewa pochodził z patologicznej rodziny i kilkanaście lat spędził w więzieniu. Co ciekawe, 38-latek był na wolności od dwóch lat i zdążył się nawet ożenić, po czym urodziło mu się dziecko. Później się jednak rozwiódł i zamieszkał z matką. Florczak wspomina, że znał go od dziecka, i zawsze wydawał mu się człowiekiem "całkiem normalnym", dlatego nie tylko on był w szoku, że mężczyzna dopuścił się tak odrażającego czynu.
Czytaj też: Brody. Na oczach małej Tereski zastrzelili jej rodziców. Przystawili dziewczynce broń do głowy
Jak czytamy w książce "Widziadła. Świadectwa z zaświatów", nekrofil z Sochaczewa po raz kolejny trafił do więzienia, gdzie spędził ledwie rok, i wrócił do rodzinnego miasta. Ireneusz Kisiołek, były funkcjonariusz Wydziału Kryminalnym Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Sochaczewie, powiedział w rozmowie z Januszem Szostakiem, że Kazimierz T. zmarł, choć nie wiadomo dokładnie kiedy.
Czytaj też: Płock. Piła piwo po USG i kręciła filmik z dyżurki ginekologa! "Mam znajomych w rządzie" [WIDEO]