Tragedia w Mochach pod Wolsztynem wydarzyła się 17 listopada. 11-letni Bartek skończył właśnie trening na boisku i jako pierwszy pobiegł do szatni. Przed budynkiem dopadły go dwa agresywne owczarki niemieckie. Skoczyły mu na plecy, powaliły na ziemię i zaczęły gryźć po głowie, plecach i nogach.
- Gdy dobiegliśmy na miejsce to wyglądało przerażająco, dosłownie tak, jakby te bestie chciały pożreć chłopca - opisuje Mirosław Pietrzak, prezes klubu, w którym trenuje chłopiec. Do Bartka natychmiast podbiegła też mama, która czekała na niego. Dorośli z trudem odganiali wściekłe psy. Chłopiec na szczęście nie stracił przytomności.
Psy zostały złapane i przewiezione do schroniska w Zielonej Górze. Okazało się, że należą do mieszkańca gminy Mochy. - Po nagłośnieniu sprawy z policjantami skontaktowała się jego żona. Właściciel został już przesłuchany i złożył wyjaśnienia - mówi Wojciech Adamczyk z wolsztyńskiej policji i dodaje, że mundurowi będą teraz ustalać, czy zachowanie wyczerpało znamiona przestępstwa spowodowania uszczerbku na zdrowiu. - Sprawdzamy, w jaki sposób sprawował opiekę nad psami i czy były agresywne - mówi Adamczyk.
Tymczasem dobre wieści płyną ze szpitala, w którym operowano Bartka. Chłopiec dochodzi do siebie pod czujnym okiem troskliwych lekarzy. - Stan chłopca się nie pogarsza. Nie ma złamań czaszki, jest przytomny i zostaje u nas na obserwacji - mówi Urszula Łaszyńska.