Pod koniec stycznia w mediach społecznościowych pojawiła się relacja kobiety, która była świadkiem przykrych wydarzeń w szpitalu dziecięcym przy ul. Krysiewicza w Poznaniu. Pani Liliana udała się tam na SOR z córką i synem, którzy mieli silny kaszel. Obecna na dyżurze lekarka miała ich potraktować w sposób karygodny. To jednak nic w porównaniu z tym, co miało dziać się później.
- W tym samym czasie na sor trafili ludzie czarnoskórzy. Wyproszono ich i stali na dworze, a później w oddzielnym pomieszczeniu tam gdzie nie bylo nikogo, bo Pani doktor powiedziała, że murzyństwo przyszło z małym dzieckiem. Czekaliśmy na wyniki nie wpuszczono nas, bo jak to Pani doktor określiła wietrzy gabinet bo śmierdzi murzyńskim smrodem, bo "czarnuchy przyszły" - napisała kobieta w swoich mediach społecznościowych.
Oświadczenie szpitala
Sprawę nagłośniła "Gazeta Wyborcza", a przedstawiciele szpitala zapowiedzieli wyjaśnienie tej sytuacji. Tym bardziej, że do lecznicy trafiła oficjalna skarga. Po kilkunastu dniach szpital wydał obszerne oświadczenie.
- W związku z doniesieniami medialnymi o rzekomym rasistowskim zachowaniu personelu medycznego Specjalistycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu informujemy, że doniesienia te są nieprawdziwe. W toku postępowania wyjaśniającego ustalono, że zarówno proces leczenia pacjentów jak i zachowanie personelu były prawidłowe - czytamy w oświadczeniu placówki.
Dyrekcja szpitala podkreśliła, że "wobec lekarza, wskazanego przez rodzica z imienia i nazwiska, sformułowano dziesiątki krzywdzących publikacji, a w komentarzach internautów pojawiły się obraźliwe określenia". Do szpitala miały także trafiać groźby wobec wskazanego lekarza!
Sprawa ciągle w toku
To jednak nie zakończyło sprawy. Radio Poznań poinformowało, że sprawą zajmuje się także Wielkopolska Izba Lekarska. Swoje wyjaśnienia ma złożyć lekarka. Lokalna rozgłośnia podkreśla, że sprawa może się zakończyć całkowitym umorzeniem lub skierowaniem wniosku do sądu dyscyplinarnego.