Cena miłości. Opowiadanie Dekonstrukcja

i

Autor: Shutterstock Cena miłości. Opowiadanie Dekonstrukcja: To był idealny paznokieć

Złamała sobie idealny paznokieć. Jej ciało znaleziono na haku od żyrandola. "Cena Miłości"

2019-04-11 11:11

Rozszerzone samobójstwo w bogatym domu. Co pchnęło młodą kobietę do tego czynu? Jej życie nie było tak idealne, jak wyglądało na pierwszy rzut oka. Także jej małżeństwo… Oto opowiadanie "Dekonstrukcja" z czasopisma "Cena Miłości". Do nabycia w najlepszych kioskach

Sędzia Bohdan Turski z przyjemnością usiadł przy stoliku letniego tarasu świetnej włoskiej restauracji na warszawskiej starówce. Mury dawnej kamienicy dawały przyjemne schronienie przed gwarem przetaczających się Krakowskim Przedmieściem turystów i palącym słońcem.

Nie da się ukryć, że emerytowany sędzia lubił cieniste podwórze, dyskretną, lecz kompetentną obsługę oraz niewymuszoną elegancję tego miejsca.
Turski powoli żuł kęs mięsa, delektując się smakiem doskonale uduszonej cielęciny. Cieszyła go forma dania. Lubił mieszające się tekstury, smaki i kolory. Czuł się w pełni dopieszczony ratatouille, na którym spoczywała porcja osso buco. W aromatycznej mieszance dało się wyczuć bakłażany, paprykę i słodkie pomidory z południa Włoch. Miękkie, rozpływające się w ustach, nieco kleiste mięso wprost rozczuliło go delikatnością smaku. W oczach zakręciły mu się łzy wzruszenia.

– Co to właściwie jest? – Zofia Lewicka przerwała nabożne skupienie sędziego. Lewicka znała Turskiego z czasów studenckich. Razem studiowali prawo. Potem ich drogi się rozeszły, by ostatecznie ponownie zejść się na sali sądowej. Spotykali się tam, ponieważ Lewicka została prokuratorem.

– Osso buco jak Pan Bóg przykazał – westchnął rozmarzony Turski. – Tak właśnie Włosi podają cielęcą goleń, najdelikatniejsze mięso pod tą szerokością geograficzną. Kiedy indziej chętnie wam o tym opowiem. Dokonam dekonstrukcji tego arcydzieła, rozłożę je na czynniki pierwsze. Ale nie dzisiaj, wybaczcie. Nie dam rady, gdy takie pyszności przed nami.

– Doskonałe – przytaknął Piotr Nowak. Wysoki, szczupły brunet, dawniej komisarz policji, obecnie doradca Interpolu, był oszczędny w słowach.
Lena Osłowska odłożyła sztućce i objęła czułym spojrzeniem czwórkę zasiadającą przy jednym stole. Lata temu poznała Lewicką. Jako że była patologiem sądowym, często współpracowały. Z czasem znajomość przerodziła się w przyjaźń.

– Cudownie, że znów się spotykamy, nieprawdaż?

– Prawdaż – uśmiechnęła się Lewicka.

– Wypijmy za to miłe spotkanie. – Turski skinął na kelnera i po chwili wszyscy unieśli napełnione kieliszki.
Nowak upił łyk rubinowego Lu Rappaio i westchnął.

– Dekonstrukcja – powiedział. – To mi przypomina pewną sprawę z przeszłości, która wymagała właśnie dekonstrukcji. Dogłębna analiza wszystkich faktów, rozwarstwienie misternie utkanej konstrukcji pozwoliły odszukać elementy zaburzające całość i ujawnić ich utajony sens. Byłem świeżo po szkoleniu. Przydzielono mnie do zespołu, który pracował nad niezwykle trudnym dochodzeniem. Dlatego pozostawiono mnie w tak zwanym odwodzie. I wtedy przyszło zgłoszenie o samobójstwie. Szef uznał, że mimo braku doświadczenia dam sobie radę z tak banalną sprawą. Pojechałem na miejsce zdarzenia, do domu w jednej z willowych dzielnic Warszawy. Właściwie była to okazała rezydencja sąsiadująca z ambasadami i konsulatami. Wnętrze domu było urządzone w stylu stanowiącym spełnienie marzeń z lat siedemdziesiątych. Meblościanki na wysoki połysk, peweksowskie tapety i psychodeliczne obrazy na ścianach. Do tego sauna w piwnicy i basen w ogrodzie. W progu powitał mnie mąż samobójczyni. Mężczyzna liczący na oko trzydzieści parę lat. Trochę zbyt młody jak na właściciela takiego domu. Odniosłem wówczas wrażenie, że na mój widok człowiek ten jakby odetchnął. Przyjąłem, z typową dla młodych próżnością, że ucieszyła go obecność kompetentnego śledczego, za jakiego się uważałem. Z uwagą słuchałem relacji męża. Mówił płynnie, szybko, czasem zbyt szybko, co przypisywałem oczywistym emocjom. Według jego relacji wrócił późnym popołudniem ze spotkania na mieście, wołał, ale nikt nie odpowiadał, więc zaczął szukać po pokojach. Najpierw znalazł swoją sześcioletnią córeczkę. Myślał, że śpi, ale gdy ją dotknął, okazało się, że jest zimna. Żonę znalazł w sypialni obok. Powiesiła się na haku od żyrandola. Na pasku od własnego szlafroka.

– Zatem było to samobójstwo rozszerzone – wtrąciła ze smutkiem Lewicka. – Z natury rzeczy nie są to sprawy banalne.

– Otóż to – przytaknął Nowak i kontynuował. – Na moje pytanie, czy kobieta miała powód, by targnąć się na życie swoje i swojego dziecka, mąż przyznał, że chciał się z nią rozwieść. Żonie się to nie podobało. Ostatnio ciągle się kłócili. Również tego dnia, przed jego wyjściem. Planowany rozwód mógł być powodem samobójstwa kobiety.

– Czemu zabiła dziecko? – spytała Lewicka.

– Może jednak najpierw skończymy nasze osso buco – wtrącił uprzejmie Turski. – A potem wybierzemy coś słodkiego. Deser godny dania głównego? A do tego kawa? – zaproponował.

– O tak – westchnęła Osłowska. – To było boskie danie.

– Pozwolicie, że zaproponuję wam czekoladowe risotto z chili i mango – powiedział Turski. – Już to jadłem i zapewniam, że jest to najlepsze skojarzenie smaków z dwóch różnych biegunów. Po prostu wyborne.

– Jeśli są tam czekolada i chili, to już mi się podoba – roześmiała się Lewicka.

Dekonstrukcja

i

Autor: Materiały Promocyjne

Jedynie komisarz Nowak wyłamał się z ogólnego aplauzu:

– Pozostanę tradycjonalistą i poproszę tiramisu.

Po krótkiej przerwie, gdy przed gośćmi stanęły desery, a komisarz Nowak pomrukiem zadowolenia przywitał klasyczną kompozycję biszkoptu, kawy i tłustego kremu, Turski zwrócił się do Nowaka:

– I co było dalej? Z doświadczenia wiem, że rozwód jest bolesną sprawą, ale to za mało, by się targnąć na swoje życie.

Nowak nieśpiesznie przełknął ostatnią łyżeczkę deseru i z westchnieniem zaczął opowiadać dalej:

– Mąż samobójczyni twierdził, że żona cierpiała na depresję i często groziła samobójstwem i zabójstwem dziecka. Jednak nie traktował tego poważnie. Ponoć kiedyś w kłótni wykrzyczała, że zrobi tak jak milicjant, którego opisano w „Superaku”. To znaczy w „Super Expressie”. To mnie zaciekawiło. Chodziło tu o rozdmuchany przez media przypadek pewnego milicjanta, który, chcąc ukarać swoją żonę za rozpad małżeństwa, zabił ich wspólne dzieci, a sam wyskoczył z dziesiątego piętra.

– Czyli rodzinna tragedia – stwierdziła Lewicka, odsuwając od ust mikroskopijną filiżankę espresso, i spytała: – Czy znalazł pan pożegnalny list samobójczyni?

– Właśnie nie. Milicjant, nie opisano tego w popołudniówce, zostawił taki list. Stąd było wiadomo, że to akt ślepej i okrutnej zemsty. Żona rozstała się z nim z powodu jego napadów niekontrolowanej agresji. Wróćmy jednak do tego, co się wydarzyło w willi. W szufladzie szafki nocnej znalazłem wycinek z „Super Expressu” opisujący tragiczny finał rozwodu milicjanta. W łazience porzucone na blacie umywalki otwarte etui z przyrządami do manikiuru. I właściwie nic więcej.

– A leki? – spytała Osłowska. – Nie było żadnych leków uspokajających? Przecież kobieta ponoć cierpiała na depresję.

– I mnie to przyszło do głowy – uśmiechnął się Nowak. – Dlatego starannie przeszukałem szafki w sypialni i w łazience, a także podręczną apteczkę w kuchni. Polopiryna, piramidon w małych dawkach, syrop wykrztuśny, środki przeczyszczające i opatrunki. Nic, co by wskazywało na jakąkolwiek przewlekłą chorobę. Ba, żadnego leku uspokajającego. Nawet waleriany. I to mnie zastanowiło. Czasem własne doświadczenia są najcenniejszą wskazówką. Byłem oczywiście zbyt młody, by mieć własne przeżycia, ale doskonale pamiętałem rozwód rodziców. Moją matkę łykającą garściami leki na uspokojenie i babcię odmierzającą nasercowe krople. Jednak w tym domu niczego takiego nie znalazłem.

– A czas zgonu? – spytała Osłowska. – Co ustalił lekarz?

– Lekarz stwierdził, że zgon nastąpił kilka godzin przed znalezieniem ciała. Wstępnie założyłem, że mógł nastąpić po wyjściu męża.

Turski ze swego wygodnego fotela rzucił od niechcenia:

– Właśnie. Mąż. Is fecit, cui prodest. (Uczynił ten, komu przyniosło korzyść).
Cień uśmiechu przemknął po twarzy Nowaka, ale nic nie odpowiedział. Jedynie skinął na kelnera, prosząc o jeszcze jedną butelkę wina. Gdy ponownie napełniono kieliszki, kontynuował:

– Na ciele nie widać było śladów wskazujących na udział osób trzecich. Lekarz zauważył jedynie, że denatka u prawej ręki ma złamany paznokieć, częściowo opiłowany.

– Czy to była zadbana kobieta? – spytała Lewicka.

– Tak. Nawet bardzo – odpowiedział Nowak.

– Wydaje się, że to istotny szczegół… – zastanawiała się głośno Lewicka. – Czy znaleźliście złamany paznokieć?

– Bez trudu. W koszu, w łazience. – odpowiedział Nowak i kontynuował: – Chodząc po domu, zauważyłem, że niedawno zdjęto kilka obrazów. Pozostały po nich tylko puste miejsca na ścianach. Zaintrygowało mnie również, że denatka miała na dłoni cenny pierścionek i obrączkę, natomiast w jej rzeczach osobistych były tylko bezwartościowa biżuteria i puste pudełko jubilerskie.

W czasie mojego pobytu na miejscu zdarzenia do domu wróciła gosposia. Ode mnie dowiedziała się o tragedii. Była zrozpaczona. Gdy się trochę uspokoiła, mogłem zadać jej kilka niezbędnych pytań. Według gosposi poprzedniego dnia doszło do wielkiej awantury, gdy pani odkryła, że zniknęła jej biżuteria. Wcześniej, to znaczy w ciągu tygodnia, kłócili się o obrazy, które pan wyniósł po kryjomu z domu. Podobno były to cenne pamiątki po jej rodzicach. Dowiedziałem się również, że denatka pracowała w centrali handlu zagranicznego, dobrze zarabiała. Zaś dom odziedziczyła po rodzicach, bardzo zamożnych ludziach. Według gosposi denatka kochała córkę i nie dałaby jej skrzywdzić. Zaś mąż wedle opinii pomocy domowej nie angażował się zbytnio w życie rodzinne. Pracował w dziale sprzedaży dużych zakładów mechanicznych. Ale nie przykładał się do pracy. Wszystko, co miał, zawdzięczał żonie.

Nowak zamilkł na chwilę. Miejsca przy stolikach obok nich zapełniły się strudzonymi turystami, którzy sączyli zimne napoje. Śledczy zaproponował:

– Może przeniesiemy się gdzie indziej? Zrobiło się dość tłoczno.

Turski uśmiechnął się szeroko:

– Zapraszam do chłodnego wnętrza. Napijemy się prosecco.

– Brzmi zachęcająco – powiedziała wesoło Osłowska.

Czwórka przyjaciół rozsiadła się wygodnie przy stoliku wewnątrz lokalu. Turski odczekał grzecznie, aż jego goście przejrzą kartę win.

– Z okazji naszego miłego spotkania chciałbym zaproponować po kieliszku czegoś musującego jak nasz cięty dowcip. – powiedział Turski i zwrócił się do kelnera: – Poproszę Prosecco di Maria.

– Ojej – westchnęła Lewicka. – A ja miałam taką ochotę na koktajl.

– W takim razie dla ciebie, kochanie, oczywiście koktajl – Turski szarmancko skłonił głowę.

– Może brzoskwiniowy Bellini? – spytał kelner. – To prosecco z musem brzoskwiniowym. Lekki i orzeźwiający koktajl.

– Poproszę – uśmiechnęła się Lewicka.

Turski zauważył, że Nowak ponownie przegląda kartę win.

– Czyżbyś szukał czegoś lepszego? – spytał sędzia.

Zaskoczony Nowak uniósł brwi, a potem się roześmiał.

– Ach, nie, no skąd. Szukałem w karcie wina, które piłem w ubiegłym tygodniu. Było doskonałe. Właśnie wróciłem ze służbowej podróży do Mediolanu, gdzie ugoszczono mnie winem za 1400, ale euro. Mówiąc szczerze, nie bardzo interesują mnie ceny. Wolę skupić się na smaku.

– Cieszy mnie to – mruknął Turski i dodał głośniej: – Opowiadaj dalej, ciekaw jestem, jak się skończyła twoja sprawa.

Nowak nabrał powietrza i podjął swoją opowieść w miejscu, gdzie ją przerwał:

– Gdy gosposia zwierzała mi się ze swoich spostrzeżeń dotyczących pożycia skłóconych małżonków, nagle do kuchni wszedł mąż denatki. Spytał mnie, czy możemy już opuścić jego dom. Był opryskliwy, żeby nie powiedzieć – chamski. Do tego wyraźnie rozdrażniony, nie panował nad sobą. Mówił urywanymi zdaniami, raptownie podnosił głos, by zaraz go ściszyć nieomal do szeptu.
Spytałem go wprost, czy ma problemy finansowe i dlatego upłynnia niektóre przedmioty z domu. Nie odpowiedział mi od razu. Być może go zaskoczyłem, może nie spodziewał się, że go zapytam o obrazy. Zaczął coś bełkotać, że płótna są w renowacji. Nie umiał jednak wskazać, gdzie jest pracownia, do której wywiózł obrazy. Im bardziej naciskałem, tym on stawał się bardziej nerwowy, momentami wręcz agresywny. Wreszcie przyznał, że ma długi karciane. Przegrał w pokera fortunę, ponad 150 tys. zł. Jak dobrze wiecie, średnia pensja wówczas wynosiła około 3,5 tys. zł, więc były to ogromne pieniądze.

Turski rozciągnął usta w szerokim uśmiechu:

– Pamiętam jak dziś, za mojego pierwszego malucha prosto z fabryki zapłaciłem dokładnie 69 tys. zł.

Nowak mówił dalej:

– Mąż denatki nie przegrał takich pieniędzy przy jednym rozdaniu. Musiało być ich więcej. Był nałogowym hazardzistą, który miał problemy ze spłatą wierzycieli, a to tłumaczy nieomal wszystko. Do tego ten facet praktycznie nie miał własnego majątku, w sumie nie dorobił się też małżeńskiego. Po rozwodzie do podziału byłoby tylko kilka wspólnie nabytych bibelotów, jakiś serwis, parę prześcieradeł. Wtedy stało się dla mnie jasne, co się tu rozegrało. Gosposia wychodzi rano z domu. Zostają sami. Jest po śniadaniu. Mąż idzie na górę, pochyla się nad córką zajętą zabawkami, owija wokół jej szyjki pasek od szlafroka i mocno zaciska. Słyszy, że nadchodzi żona, która złamała sobie długi wypielęgnowany paznokieć. Kobieta idzie do łazienki, wyjmuje pilnik, wtedy on zarzuca jej na szyję pasek od szlafroka. Jest silnym mężczyzną, to trwa dosłownie kilka chwil. Przeciąga ciało do sypialni, wiesza pod sufitem na haku od lampy. Wychodzi na spotkanie. Po kilku godzinach wraca i wzywa milicję. Widok młodego szczawika, jakim wtedy byłem, musiał go ucieszyć, uznał, że łatwo przyjdzie zasugerować mi tragiczne samobójstwo.

Nowak nieoczekiwanie zamilkł, sięgając po szklankę wody. Pił łapczywie, by po dłuższej chwili powrócić do przerwanego wątku:

– W naturze hazardzisty konsekwentne jest tylko podążanie za popędami. Zapewne w ten sposób radzi sobie ze stresem, na który jest mało odporny. Patologiczni hazardziści szybko się zniechęcają. W obliczu trudności zaraz się załamują. Nasz zabójca nie był inny. Następnego dnia po zatrzymaniu złożył, jak to się mówi, obszerne wyjaśnienia. Potwierdził wszystkie moje hipotezy – zakończył swoją opowieść komisarz Nowak. Wszyscy w milczeniu sączyli wino perlące się w smukłych kieliszkach.

– Czy powiedział, dlaczego zabił córkę? – Ciszę przerwała Lewicka.

Nowak uśmiechnął się gorzko.

– Dla pieniędzy. Mniej osób do podziału dziedziczonego majątku. To była okrutna i pospolita zbrodnia – westchnął.

Dekonstrukcja

i

Autor: Materiały Promocyjne

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki