Paweł Kotuniak (+63 l.) z Olszyca
Paweł Kotuniak (+63 l.) z Olszyca (woj. mazowieckie) kochał swoją pracę i dzieci ponad życie. Był elektrykiem w dużej pieczarkarni niedaleko swojego domu.
Mężczyzna miał wypadek w pracy
22 grudnia 2021 roku pan Paweł dostał polecenie od brygadzisty, by w pieczarkarni zamontować lampę owadobójczą. Wszedł więc na drabinę, by zaczepić lampę i wtedy doszło do tragedii. Mężczyzna spadł z dużej wysokości.
Życia pana Pawła nie udało się uratować
Pan Paweł zmarł na skutek odniesionych obrażeń. Nie doczekał operacji w szpitalu.
Pomoc wezwana za późno
Jak opowiada syn mężczyzny, najpierw o wypadku powiadomiono brygadzistę, właściciela, a ten dopiero po upewnieniu się, co się stało, wezwano pogotowie. Według jegowiedzy telefony i wzajemne powiadamianie zajęło 40 minut! Dopiero po tym czasie pan Paweł trafił do szpitala.
Pomoc przyszła za późno
Bliscy pana Pawła nie mają wątpliwości. - Gdyby pomoc nadeszła natychmiast tata żyłby do dziś - stwierdza syn zmarłego mężczyzny.
Dzieci szukają odpowiedzi
- Nie chcemy żadnych pieniędzy, ani nawet kary dla winnych. Proszę, powiedzcie nam, dlaczego od razu nie wezwaliście pomocy? - apeluje pan Rafał, syn zmarłego 63-latka.
Sprawa jest w toku
- W tej sprawie wpłynęło zażalenie, co powoduje, że będzie rozpatrzone ponownie - powiedział nam Adrian Wysokiński z siedleckiej prokuratury.
Czy dzieci otrzymają odpowiedź?
Dzieci pana Pawła nadal czekają, na wyjaśnienia, dlaczego pogotowie ratunkowe nie zostało wezwane od razu po wypadku.
Pracodawca pana Pawła milczy
Właściciel pieczarkarni, w której doszło do tragicznego wypadku, nie chciał z nami rozmawiać. Powiedział, że nie udzieli dziennikarzowi żadnych informacji.