- To były dosłownie ułamki sekund. Stałem na chodniku i chciałem zawrócić. Rozejrzałem się, zobaczyłem, że nic nie jedzie i powoli zacząłem ruszać - relacjonuje Stanisław R. (80 l.), kierowca seicento.
W tym czasie od strony Bokserskiej czerwono-czarnym ścigaczem pędził młody chłopak. Gdy na wysokości aresztu śledczego zauważył wyjeżdżające seicento, nie miał szans na wyhamowanie. Słychać było tylko pisk opon i huk uderzenia. Motocyklista spadł ze ścigacza pod koła stojącego na przystanku miejskiego autobusu. Natychmiast wezwano pogotowie i policję. Ranny chłopak trafił do szpitala. Ma poważne obrażenia nóg. Możliwe, że już nigdy nie będzie mógł wsiąść na motor.
Zobacz koniecznie: Motocykliści! Uważajcie na drodze, nie dajcie się zabić! (DRASTYCZNE FOTO)
- Pojawił się tak nagle, musiał gnać z zawrotną prędkością - tłumaczy kierowca fiata. Tę wersję potwierdza Edyta Adamus z biura prasowego stołecznej policji. - Obaj kierowcy mieli swój udział w zdarzeniu. Prawdopodobnie obaj też zostaną ukarani. Byli trzeźwi - dodaje. Policja będzie musiała wyjaśnić okoliczności wypadku.