Krystyna Kofta: Trzeba mieć siłę, by żyć

2011-03-14 2:00

Kilka lat temu pisarka Krystyna Kofta zmagała się z rakiem piersi. Udało jej się wygrać z wyniszczającą chorobą. Dziś czerpie z życia, ile się da. Jak sama podkreśla, pracuje więcej niż kiedykolwiek wcześniej, ale też znajduje więcej czasu dla rodziny

- To niesamowite, jakie siły tkwią w człowieku. Kiedy zaczyna się poważna choroba, organizm jakby uruchamia się i kieruje we właściwą stronę - wspomina pisarka. I przyznaje, że choroba zmieniła jej życie. W tym czasie Krystyna Kofta nauczyła się cenić czas i wykorzystywać go co do minuty. Nauczyła się, że w potrzebie zawsze moż-na liczyć na przyjaciół i że warto robić wszystko, by pomóc innym, którzy walczą o życie ze śmiertelną chorobą. To nie koniec jej aktywności. Pisarka od lat bierze udział w akcjach, które mają na celu nakłonienie kobiet do regularnego badania się.

Dziś pisarka opowiada nam o tym, w jaki sposób walczyć z nowotworem i jak wrócić do życia po ciężkiej chorobie.

- Patrząc na panią trudno uwierzyć, że 10 lat temu zmagała się pani ze śmiertelną chorobą. Po wygranym pojedynku z rakiem można żyć zupełnie normalnie i zapomnieć o chorobie?

O chorobie nie dają mi zapomnieć bliscy, przyjaciele i obcy, czasami nawet na ulicy. Ciągle ktoś choruje i zadaje mi proste pytania, na które powinien uzyskać odpowiedź od lekarza. A więc mówię co wiem, zresztą pisałam o tym. Nie zapominam o chorobie, ale bardzo dużo pracuję i to, że przeszłam traumę nie spędza mi snu z powiek. Przeciwnie, śpię świetnie, dość szybko odzyskałam radość życia.

- Ludzie traktują raka jak wyrok. A jak pani zareagowała na wiadomość o chorobie? Zmieniła się pani hierarchia wartości?

- Sądzę, że coraz mniej osób traktuje raka jak wyrok śmierci. Wokół nas kręci się mnóstwo ludzi bardzo aktywnych, którzy wrócili do życia. Gdy po badaniach okazało się, że mam raka, a myślałam, że to tylko jakiś zwykły guzek, byłam na siebie wściekła! Przecież byłam wtedy sekretarzem akcji "Różowa wstążka". Tyle osób mówiło mi, żebym się badała, a ja nie słuchałam, bo przecież nic mnie nie bolało! Oczywiście upuściłam parę łez. Jednak wzięłam się za siebie, z pomocą męża i syna, którzy asystowali mi w badaniach i wspierali. Nie miałam czasu na rozpacz, ważne było, by pozbyć się drania. To był wtedy pierwszy punkt w hierarchii wartości. Najpierw poddać się operacji, potem chemioterapii, a potem wrócić do pełni życia.

- Skąd czerpała pani siły do walki?

- Niesamowite siły tkwią w człowieku, a on nawet o tym nie wie. Gdy zaczyna się poważna choroba, wtedy organizm się uruchamia, kieruje we właściwą stronę. Sił dodawała mi praca. I oczywiście rodzina, bo nie chciałam być dla nich ciężarem. Zdawałam sobie sprawę, że gdy ja choruję i jestem słaba, oni też cierpią czasami bardziej niż ja. To mnie mobilizowało. Miałam wsparcie przyjaciół i całkiem obcych czytelniczek i czytelników. Przez cały czas choroby pisałam, chodziłam w peruce do telewizji, do radia, udzielałam wywiadów.

- Choroba na pewno zmieniła pani życie. Czy można jednak powiedzieć, że czegoś panią nauczyła?

- Jasne że choroba zmienia życie, wpływa na czasowe osłabienie kontaktów towarzyskich, jednak przyjaciele byli w pobliżu. Nauczyła mnie cenić czas, czułam się tak, jakbym wróciła z dalekiej podróży do kraju, o którym lepiej nie pamiętać. Starałam się nie jęczeć z byle powodu i najważniejsze: choroba dała mi wolność. Wiedziałam, że muszę robić to, co jest dla mnie ważne, mogę spotykać się z ludźmi, z którymi lubię przebywać, innych eliminować.

- Kobiety bardzo boją się raka piersi, często w ogóle się nie badają. Pani jest przykładem, że chorobę można pokonać i żyć dalej. Czuje się pani ambasadorką kobiet?

- Nie czuję się ambasadorką kobiet, raczej kimś bliskim w potrzebie. Ambasadorowanie jest bardzo oficjalną działalnością, a ja po prostu mówię o chorobie, namawiam do badań, staram się trochę ulżyć, jeśli to możliwe. Działam sama, nie jestem instytucją, nie założyłam fundacji. Jestem przede wszystkim pisarką.

- Jak dziś wygląda pani życie?

- Prawie tak jak przed chorobą, tyle że więcej pracuję, piszę felietony i powieści. Teraz odpoczywam po wydaniu ostatniej książki pt. "Fausta", w której piszę między innymi o przemijaniu. Spędzam więcej czasu z rodziną, bo wiem, że czas jest cenny. Bardziej dbam o siebie, także o swój wygląd, bo to ważne. Staram się dużo chodzić, ćwiczę kilka razy w tygodniu. Dużo gotuję, żeby wiedzieć, co jemy.

Krystyna Kofta

Krystyna Kofta (69 l.), pisarka, malarka i felietonistka. Autorka dziewięciu powieści, wielu opowiadań i książek publicystycznych. Pisze przede wszystkim o kobietach i dla kobiet. Jest częstym gościem programów telewizyjnych. Słynie z ciętego języka i odważnych poglądów, których otwarcie broni.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki