Beata Kawka wyznaje: Daję sobie radę bez aktorstwa

2018-01-26 2:30

Beata Kawka (49 l.) to jedna z najbardziej wszechstronnych aktorek w Polsce. Zabójczo seksowna w "Ekstradycji", skromna w "Na dobre i na złe", podziwiana w serialu "Samo życie". Na swoim koncie ma wiele dubbingowych hitów. W życiu codziennym ponoć twarda sztuka, w pracy wymagająca i stanowcza. Tylko "Super Expressowi" opowiada, jak wygląda jej życie.

- Pani Leszczyńska, bo takie nazwisko przylgnęło do pani dzięki serialowi "Samo życie", co pani robi w Lesznie?

- Prowadzę teatr i moi widzowie mówią o mnie żartobliwie Beata Kawka-Leszczyńska.

- Czyli Leszno i Warszawa - wspólna sprawa?

- Ładnie się panu zrymowało (śmiech). Nowo otwarta scena w Teatrze Miejskim w Lesznie absorbuje sporo mojego czasu. Leszno jest miastem niezwykłym, ludzie są tu otwarci i serdeczni. Nie gnają jak na Marszałkowskiej. A w stolicy bywam...

- Jednak karty rozdaje Warszawa?

- Nawet jeśli aktorsko coś mnie ominęło w stolicy, to nie szkodzi. Zagrałam tu w dwóch spektaklach, przyjęto mnie świetnie. Do pozostałych 13, które mamy na afiszu, zaprosiłam wspaniałych twórców.

- Ponoć w roli dyrektora artystycznego jest pani bardzo wymagająca...

- Wymagam, owszem, ale najpierw od siebie. Moi współpracownicy wiedzą, że nie wypuszczę w świat bubla. Znają moje standardy. Stworzyliśmy wspaniałe miejsce.

Zobacz: Ojciec Mateusz. Aktor odrzucił rolę muzułmańskiego terrorysty

- Aktorce uroda nie jest do niczego potrzebna. Tak stwierdziła pewna bardzo piękna kobieta...

- Uroda mija. W ludziach ważny jest magnetyzm. Każdy widzi piękno inaczej. W zespole jednak mamy same piękne kobiety, a zespół dobierałam ja. Może więc czas się wycofać z tej złotej myśli, którą palnęłam przed laty (śmiech).

- Życie, życie jest nowelą?

- Moje nawet brazylijską (śmiech). Było mi dane dostać więcej, niż oczekiwałam. Były lata chude i te bardziej wypasione. Z braku propozycji aktorskich zostałam producentem dubbingu, uczestniczyłam w produkcji filmu fabularnego, a dodatkowo założyłam studio dźwiękowe.

- Normalnie pracoholizm...

- Nie do końca, raczej typ "latawca", który nie umie usiedzieć nigdzie spokojnie, cały czas gdzieś mnie gna.

- Pani córka Zuzanna poszła w ślady znanej mamy. Grałyście wspólnie w "Pitbullu". To jej dobra decyzja?

- Zuzanna Bernat jest osobnym bytem. Nie powołałam jej na świat, żeby spełniała moje oczekiwania. Oczywiście wolałabym, żeby była neurochirurgiem, wtedy byłabym bardziej ciekawa jej doświadczeń. A tak mam w domu ciągłość pracy, bo moje dziecko jest już zanurzone w aktorstwie po uszy i wiele naszych rozmów dotyczy tylko tego tematu. Zuzanna jest mądrą kobietą z ambicjami - na pewno się w życiu odnajdzie.

Czytaj: Największe gwiazdy odchodzą z "Tańca z gwiazdami". Videoblog Ewy Wąsikowskiej

- Duża część artystów przez całe życie czeka na swój złoty strzał, który ich ustawi. Warto czekać?

- Istnieje prawdopodobieństwo, że taka postawa żadnego strzału ze sobą nie przyniesie. Ale to moja opinia . Mogę się mylić. Wierzę, że warto nieustannie pracować nad sobą i robić swoje. I nie pękać!

- Wszyscy marzą o komercyjnej karierze?

- Dla wielu taki złoty strzał to popularność, sława. Złoty cielec. Ścianki. Jednak wystarczy wyjechać ze snobistycznej Warszawy, żeby spotkać normalnych, utalentowanych artystów. Na takich stawiam w Lesznie.

- Uciekła pani z miasta na wieś jak wielu Polaków...

- Urodziłam się na wsi. Warszawa nigdy nie była miastem moich marzeń. To tylko miejsce pracy. Potrzebowałam trawy, zieleni i oddechu w altanie. Wieś jest miejscem, gdzie "twarda sztuka" zakłada kapcie i czuje się kontenta.

Zobacz: Oscary 2018 - nominacje. Kto w tym roku ma szansę na statuetkę?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki