Jacek Rozenek SZCZERZE o udarze. "Bliscy przyjechali zobaczyć mnie OSTATNI RAZ"

2019-11-01 10:56

Jacek Rozenek (50 l.) dosłownie otarł się o śmierć. W połowie maja niespodziewanie doznał udaru mózgu. Był wtedy za kierownicą swojego auta. Wystarczyła chwila, by przestał się ruszać i nie mógł wypowiedzieć słowa. Gdy trafił do szpitala, on sam był pewien, że to już koniec, a jego bliscy przyjechali po to, by się z nim pożegnać. Na szczęście jego historia skończyła się inaczej.

Tego dnia Jacek Rozenek nie zapomni do końca życia. Był środek maja, piękna pogoda, a on jechał swoim autem nad morze, gdzie miał poprowadzić imprezę. Po jakimś czasie, swoim zwyczajem, zjechał z drogi, aby odpocząć na parkingu.

- Byłem przekonany, że zasnąłem, ale to był raczej jakiś dziwny trans – wspomina Jacek w rozmowie z portalem PoradnikZdrowie.pl. – Gdy się z niego ocknąłem i zerknąłem na zegarek, z przerażeniem dostrzegłem, że jest godzina 15:30, co oznaczało, że wydarzenie, którego miałem być gospodarzem już się dawno zaczęło. Chciałem chwycić za telefon i zadzwonić do organizatora, żeby się usprawiedliwić, ale nie mogłem się ruszyć. Ręce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Około godz. 16:00 podszedł do mojego auta dozorca parkingu. Zapytał, co mi jest. Wybełkotałem, że źle się czuję, zadzwonił więc szybko po pogotowie. Nie wiem, jak długo bym tkwił w aucie, gdyby nie ten człowiek, który zainteresował się samotnie stojącym samochodem – opisuje zdarzenie aktor.

- Miałem klasyczne objawy. Porażenie połowicze, czyli połowy ciała – u mnie prawej, trudności z mówieniem i afazja. Rozumiałem wszystko, co się do mnie mówi, byłem świadomy, nie miałem luk w pamięci, ale kiedy chciałem coś powiedzieć, nie mogłem znaleźć najprostszych słów – wyjaśnia Rozenek.

Okazuje się, że w szpitalu, do którego najpierw trafił aktor, nie bardzo wiedzieli, jak się nim zająć. Prosili go, żeby się uspokoił i powoli oddychał. - Ale ja wiedziałem, że dzieje się coś poważnego. Zwłaszcza, gdy nadszedł drugi atak. Kiedy przyjechali do mnie najbliżsi byliśmy przekonani, że właściwie tylko po to, abyśmy zobaczyli się po raz ostatni – mówi szczerze aktor.
Jego rodzina podjęła ryzyko i zdecydowała, by przewieźć Rozenka do szpitala w Warszawie. Dopiero tam, po trzech dobach od udaru, rozpoczęło się leczenie.

Aktor był w opłakanym stanie, zwłaszcza, że kilka miesięcy wcześniej wykryto, że ma chore serce. - Powiem to bardzo obrazowo: ta moja 10 proc. frakcja wyrzutowa oznaczała, że moje serce jest tak bardzo zniszczone, że można go już tylko wymienić na nowe. Lekarze uprzedzali mnie, że mogę nie przeżyć kolejnego ataku, ale nikt mi nie wspomniał, że może mnie jeszcze „dopaść” udar mózgu i to z tak wielką skrzepliną jak moja – mówi Jacek.

Trwająca kilka tygodni intensywna rehabilitacja w ośrodku w Gryficach przyniosła efekty. Aktor wrócił już do formy, a nawet znów pracuje. - Paraliż poudarowy ustępuje, chodzę prawie normalnie, odruch chwytny w dłoni jest zachowany. Choć, przyznaję, że przytrafiają mi się gorsze dni i „uciekają” mi pojedyncze słowa, więc nie zdecydowałem się na powrót na „deski teatru”. Ale już prowadzę samochód i zaczynam czytać skomplikowaną literaturę, więc wróciłem do szkoleń z wystąpień publicznych, a niedługo znowu stanę przed kamerą na planie produkcji serialu „Barwy Szczęścia” – deklaruje Rozenek.

Dziś, gdy sam stanął na nogi, chce pomagać innym i przestrzegać przez ryzykiem udaru, dlatego został twarzą kampanii „STOP UDAROM”. Więcej informacji na stronie stopudarom.pl.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki