Jan Borysewicz to chodząca legenda polskiego rocka. Założył jeden z najpopularniejszych zespołów w kraju. Utwory Lady Pank zna niemal każdy. "Mała Lady Punk", "Kryzysowa narzeczona", a może "Mniej niż zero"? Każdy ma swój ulubiony kawałek zespołu Borysewicza. Okazuje się, że kariera kompozytora mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Dostał propozycję od legendy światowej muzyki.
Red Hot Chili Peppers został założony dwa lata po powstaniu Lady Pank (1981 r. we Wrocławiu). Kalifornijska grupa muzyczna, podobnie jak polski zespół, szybko zyskała popularność. W latach 90. autorzy "Californication", "Otherside" czy "Can't stop" szukali gitarzysty. Los chciał, że w Ameryce był wtedy Jan Borysewicz:
ZOBACZ: Agnieszka Woźniak-Starak wróciła pamięcią do tragicznych dni. "Woda kogoś znowu nam zabiera"
- To było w pierwszej połowie lat 90. Miałem dwóch menedżerów, z których jeden mieszkał w Polsce, a drugi w Ameryce. I ten pierwszy poprosił mnie, żebym nagrał kilka utworów, bo Red Hot Chili Peppers szukali wtedy gitarzysty – i on im wyśle taśmę - wyznał w rozmowie z "Teraz Rock" Jan Borysewicz.
Borysewicz dostał propozycję od Red Hot Chili Peppers
Na tym historia się nie skończyła. Borysewicz dostał odpowiedź od Red Hot Chili Peppers. Grupa zaprosiła muzyka na przesłuchanie: - (...) Chcieli, żebym przyjechał na przesłuchanie. Byłem wtedy w Stanach, ale traktowałem ten wyjazd rozrywkowo, potem musiałem wracać do Polski… i jakoś się to wszystko rozmyło. Myślę, że mógłbym się zgodzić pojechać z nimi w trasę jako sideman i później wrócić do swojego zespołu, ale o dołączeniu na stałe nie było mowy - opowiadał lider Lady Pank.
NIE PRZEGAP: To koniec TVN 24 w Paryżu! Zamykają się, to pewne! Dziennikarka zdradziła smutną prawdę
Lider Lady Pank chciał skupić się na własnym zespole
Wielu zapewne dziwi taka decyzja Borysewicza. Dlaczego odmówił? Powód jest prosty: - Dla mnie zawsze najważniejsze było mieć własny zespół, w którym to ja podejmuję decyzje muzyczne. A moje doświadczenia z Lady Pank z lat 80. w USA były też niedobre, bo zaczęto nam narzucać muzyków, zmieniać utwory, komponować nowe, wożono nas do fryzjera. Dużo rzeczy tam było „na nie”.
Myślicie, że zaprzepaścił swoją szansę na jeszcze większą karierę?