Maciej Kozłowski nie żyje - do końca wierzył, że wyzdrowieje

2010-05-12 3:00

Dużo trudniej być dobrym człowiekiem niż dobrym aktorem – mawiał. Ale jemu i jedno, i drugie udało się. Niestety, nie udało mu się wygrać z chorobą. W nocy z poniedziałku na wtorek odszedł Maciej Kozłowski (†53 l.). Aktor chorował na zapalenie wątroby typu C i raka. Miał jednak nadzieję, że wyzdrowieje.

Dowiedział się o chorobie przypadkiem. Podczas akcji oddawania krwi organizowanej przez Radosława Pazurę (41 l.). Nigdy nie pytał, dlaczego on. Odwrotnie, mówił: – A dlaczego nie ja?! A potem dodawał: – Warto pamiętać, że w chwili poczęcia dostajemy nowe życie i nową śmierć.

Zobacz galerię: Maciej Kozłowski na zdjęciach

Maciek będzie aktorem? Nikt by w to nie uwierzył. Wolał grać w piłkę, wagarować. Nieraz wyrzucili go ze szkoły. Maturę zdał mając 21 lat. Któregoś dnia pojechał z kolegą do szkoły filmowej w Łodzi, bo kumpel marzył o aktorstwie. – Siedziałem na korytarzu i przyglądałem się tej menażerii, która tam się poruszała. Doszedłem do wniosku, że to ciekawe miejsce, że może warto byłoby spróbować i być może będzie to moje miejsce w życiu – mówił.

Pierwsze kroki na scenie stawiał w Poznaniu, dokąd ściągnęła go Izabella Cywińska (75 l.). Reżyserka tak go wspomina: – Zobaczyłam go na dyplomie w Łodzi, grał w Gombrowiczu... Był niezależny, tak fajnie myślący... Był inteligentniejszy niż jego koledzy w tym wieku. Widać było, że ma szerokie perspektywy, że pójdzie dalej... – dodaje z rozmowie z „Super Expressem”.

Poszedł, do Warszawy, od razu do Teatru Narodowego. Pokochał go też film. Na zawsze zapamiętamy go z obrazów „Psy”, „Generał Nil”, „Ogniem i mieczem” i serialów „M jak miłość” czy „Oficer”.

Gangster o gołębim sercu

Często powierzano mu role czarnych charakterów. Był gangsterem, ubekiem, esesmanem. Ale poza ekranem miał gołębie serce.

CZYTAJ DALEJ >>


- Piękny człowiek... Szanowałam go, za wybory, za to, jak żył. A żył tak jak chciał, ale tak, że nigdy nie musiał niczego się wstydzić - mówi Beata Kawka (43 l.). Aktorka zagrała z Kozłowskim w filmie "Jasne błękitne okna". - Jego pasją były konie. Ratował je, namawiał nas, byśmy pomagali. Kiedy coś wpłaciłam, on przynosił mi kwity, na co poszły pieniądze. Pokazywał zdjęcia koni. "Popatrz, uratowałaś je" - mawiał. Nikt by nawet nie pomyślał, że źle wydał te pieniądze, ale on taki był, we wszystkim tak niesamowicie rzetelny - dodaje aktorka.

Zastrzyk brudną igłą?

Po premierze "Jasnych błękitnych okien" Zbigniew Hołdys (59 l.) wspominał, że aktor ledwie stał:

- Opowiadał o chemii, którą właśnie przeszedł i która była koszmarem. Zapowiadał, że nigdy więcej się temu nie podda. Dwa słowa i ciężki oddech, dwa słowa i pięć sekund przerwy (...) Tak zabija żółtaczka typu C, wirusowe zapalenie wątroby. Złapane nie wiadomo gdzie, jakiś zastrzyk brudną igłą w szpitalu (...).

Patrz też: Biografia Macieja Kozłowskiego

Było gorzej, ale bywało też lepiej. Aktor wierzył, że może będzie przeszczep, że wyzdrowieje...

- Mam jeszcze trochę do zrobienia - uparcie powtarzał. W 2008 r. poślubił swoją wieloletnią partnerkę, malarką Agnieszkę Kowalską.

Niestety, w nocy z poniedziałku na wtorek jego serce stanęło na zawsze...

- Wiedzieliśmy o jego chorobie, ale nie byliśmy przygotowani na jego śmierć - ze smutkiem w głosie mówi nam Robert Więckiewicz (43 l.).

- Był w tej walce bardzo dzielny - dodaje Teresa Lipowska.

- Szkoda, że Bóg zabiera tak szybko takich ludzi. Ale ludzie nigdy nie umierają całkiem. Maciek zostanie w moim sercu, w mojej głowie - kończy Beata Kawka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki