Marcin Prokop o nowym show "Lego Masters" i przyszłości "Mam Talent!". Program wróci za rok?

2020-12-04 7:39

W tym roku po raz pierwszy od dekady zabrakło kultowego programu "Mam Talent". MARCIN PROKOP zadbał jednak, aby w długie jesienne wieczory nie zabrakło widzom dobrej rozrywki, przenosząc ich do świata nieograniczonej fantazji w nowym show "Lego Mastres". Jak się bawił na planie nowego programu i czym zaskoczyli go uczestnicy?

Zabawa dla małych i dużych

i

Autor: Materiały prasowe

- Tegoroczna jesień przyniosła panu i widzom sporo zmian. Pierwszy raz od ponad 10 lat zabrakło w ramówce „Mam Talent!”, z drugiej – poprowadził pan zupełnie nowy format – „Lego Masters”. Czy są to zmiany na stałe?

- Tego nie wiem, bo – po pierwsze - nie wiadomo jak potoczą się losy "Lego Masters" i jak przyjmą go polscy widzowie. Jeśli zaś chodzi o "Mam Talent", to też nic nie jest definitywne. Z tego co wiem, program ma powrócić w przyszłym roku. Zależy to od sytuacji związanej z pandemią, bo to ona wpłynęła na rezygnację z tego formatu. Nie da się tego programu zrobić z zachowaniem bezpieczeństwa epidemiologicznego, zwłaszcza jeśli np. na scenie ma występować 20 osób. Nie może też tutaj zabraknąć publiczność. Z mojego punktu widzenia to są dwa zupełnie różne programy. Nie traktuję jednego jako zastępstwo drugiego, bo o ile "Mam Talent" był eksplozją najróżniejszych umiejętności, to w "Lego Masters" skupiamy się na jednym temacie, za to można przyjrzeć się mu bliżej i lepiej go znać. Tu mamy też do czynienia z grupą uczestników, którym towarzyszymy przez cały program, więc trochę jest w tym też podglądania ich relacji, opowieści o ich prywatnym życiu.

- Pomysł, by stworzyć zrealizowane z rozmachem rozrywkowe show, w którym główną rolę odgrywają klocki, wydaje się bardzo oryginalny. Co pan pomyślał, gdy usłyszał o nim po raz pierwszy?

- W pierwszej chwili pomyślałem, że to może być dość niszowa rozrywka, bo nie znałem tego formatu i zupełnie nie wiedziałem na czym to polega. Pomyślałem też, że oglądanie przez godzinę, jak ktoś układa klocki, to będzie prawdopodobnie najnudniejsza rzecz na świecie… Zmieniłem zdanie, kiedy wysłano mi nagrania z zagranicznej, bodajże australijskiej wersji programu, żebym mógł zobaczyć, na czym to polega. Akurat szykowałem się wtedy do wyjścia z domu, więc stwierdziłem, poświęcę temu ze 3 minuty. Efekt był taki, że spóźniłem się na spotkanie, bo obejrzałem prawie cały odcinek! Było to tak wciągające i niesamowite, że mój sceptycyzm został zastąpiony przez autentyczną ekscytację, że będę ten program współtworzył.

- Kim są uczestnicy tego programu, którzy stanęli do tak niecodziennej rywalizacji?

- Wbrew pozorom, to są ludzie, którzy zajmują się klockami zupełnie amatorsko. Oczywiście poświęcają temu dużo czasu, ale traktują to jako swoją pasję. Na co dzień zawodowo zajmują się zupełnie innymi rzeczami. Rozstrzał jest tutaj bardzo szeroki - od pani inżynier, która specjalizuje się w robotyce, po artystę, który śpiewa reggae. Jak widać, nie ma tu więc żadnej reguły, ale też taki przyświecał nam cel w tym programie – żeby stworzyć jak najbardziej kolorową ekipę. To, co ich na pewno łączy, to talent do opowiadania historii, bo nawet nie o samą umiejętność budowania z kloców w tym programie chodzi. Mogę zdradzić, że wcale nie ci, co budują najlepiej, będą w tym programie oceniani najwyżej, tylko ci, którzy potrafią stworzyć za ich pomocą jakąś fajną opowieść. Stawiają budowlę, ale nadają jej jednocześnie życie, kreując całą historię wokół niej. I to jest w tym najfajniejsze. Moment, kiedy wyoraźnia zaczyna nabierać realnych kształtów.

- Spory przekrój dotyczy też wieku uczestników. Kto na planie bawił się lepiej - dzieci czy dorośli?

- Tak naprawdę wszyscy. Tu wiek przestaje mieć znaczenie, bo jak się patrzy na ludzi, którzy budują, to wszyscy nagle pozbywają się metryki i zaczynają zachowywać się tak, jakby czas nie istniał. Wszyscy zatapiają się w tej pasji. Tam nie ma nikogo, kto kalkuluje. Nikt nie zastanawia się, jak dojść najprostszą drogą, do celu, którym jest wygrana 100 tys. złotych. W tym programie jest sporo ryzyka, bo patrząc na budowle tworzone przez uczestników, do końca nie wiemy, czy im się to uda. Tu nie ma nic pewnego. Wydaje mi się więc, że gdyby nie to, że oni wszyscy mają niesamowitą frajdę z tego, co robią, to nikt by się w tym programie nie odnalazł.

- Patrząc na pierwsze odcinki, które już za nami, trudno nie odnieść wrażenia, że tutaj nie tylko uczestnicy, ale i widzowie mają szansę poczuć się choć przez chwilę jak dziecko. Z panem było podobnie?

- Ja nigdy swojego wewnętrznego dziecka się nie pozbyłem. Uważam, że jak ktoś się z nim rozstanie, to staje się martwy za życia, bo dzieci kojarzą się z tym, co w życiu najlepsze - ze spontanicznością, z zadawaniem pytań i szukaniem odpowiedzi, z kreatywnością, z niezgodą na utarte reguły. Jeśli ktoś uważa, że bycie dorosłym polega na wygonieniu z siebie dziecka, to mu współczuję. Ja swoje wewnętrzne dziecko w sobie nieustająco pielęgnuję, więc odnalazłem się w tym programie tak, jakby był skrojony na moją na miarę.

Emisja w TV:

Lego Masters

sobota 20.00 TVN

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki