Monika Richardson: Moja noga nigdy nie postanie w TVP!

2011-02-09 18:00

Nie była lubiana w telewizji. Koleżanki nazywały ją Małą Piranią, która potrafi tylko się wymądrzać. Monika Richardson (39 l.) opowiada "Super Expressowi" o swoich wzlotach i upadkach w telewizji. I o tym, że już nigdy nie zwiąże się z TVP.

Pierwsza praca w telewizji? Pisałam teksty dla prezenterek: Iwony Kubicz (54 l.), Kasi Dowbor (52 l.), Joli Fajkowskiej (48 l.)... Oczywiście za darmo, kiedyś nie było jak dziś: "To ja na rękę na początek chciałbym 2200 zł". Pierwsze pieniądze dostałam chyba po pół roku.

Dość szybko zostałam wydawcą w telewizyjnej Dwójce. Koordynowałam zwiastuny, wejścia prezenterek. Nie było komputerów, więc ręcznie liczyłam: reklama 20 sekund, to Iwona ma 1 minutę i 15 sekund.

Patrz też: Monika Richardson: Szukałam lekkiej pracy, poszłam więc do TVP!

Prezenterki raczej nie lubiły mnie, nazywały Mała Piranią. Na zasadzie: "Przyszła młoda i się wymądrza". I rzeczywiście, jeśli wywiad był zły, po prostu kazałam im go powtórzyć. Czy mi przebaczyły? Niektóre nie, ale dla mnie jest to dzisiaj już woda pod mostem.

W tej chwili nie pracuję w telewizji i nie zamierzam być na etacie już nigdy więcej. Zresztą bez kontraktu w TVP byłam od 6 lat, więc tym bardziej zdziwiło mnie, że rzecznik telewizji zwalniał mnie z pracy za udział w reklamie - osobę bez etatu ani kontraktu - i to publicznie. Zrobiłam reklamę kawy, z której jestem bardzo zadowolona, mam nadzieję, że współpraca z tą marką będzie trwała przez wiele lat. Przy okazji mąż uświadomił mi, że prowadząc przez 15 lat w telewizji program kulturalny, nie zarobiłabym tyle, ile za ten jednen występ.

Od sześciu lat jestem wolnym strzelcem i wiem, że to jest życie dla mnie. Źle znoszę głupich szefów, a mądrych ostatnio jak na lekarstwo. Piszę książkę o bursztynie, prowadzę gale i konferencje. Szkolę ludzi z dykcji, poprawności wymowy, prezentacji, komunikacji. I wciąż sama się uczę, by móc szkolić innych. Może kiedyś zrobię jakiś projekt telewizyjny, w komercyjnej telewizji...

Przeczytaj koniecznie: Monika Richardson: W szkole byłam kujonką

Pracuję, bo lubię, choć mój mąż Jamie ma dobrą pensję i poradzilibyśmy sobie i bez moich zarobków. Jestem szczęśliwa prywatnie. Mam dwoje wspaniałych dzieci, więcej nie zamierzam mieć, dom, dwa samochody...

Już nigdy nie będę młodą blondzią, co do której są podejrzenia, że nic nie umie, więc nikt mnie już raczej nie oszuka fałszywymi obietnicami. I myślę, że jestem w bardzo dobrym momencie życia, bo niczego nikomu nie muszę udowadniać.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki