"Żywioły Saszy Ogień". Boczarska o niezwykłych kulisach produkcji. "Czułam, że Sasza jest mi pisana"

2021-04-11 11:56

MAGDALENA BOCZARSKA nie boi się aktorskich wyzwań. Rola policyjnej profilerki w nowym serialu kryminalnym "Żywioły Saszy - Ogień" należy do najtrudniejszych w jej karierze. Jakich nietypowych umiejętności wymagała od aktorki, czego nauczyła się ona od serialowej Saszy i czy udało jej się odkryć tajemnicę, którą skrywa jej bohaterka?

Pociąga nas tajemnica

i

Autor: Materiały prasowe Magdalena Boczarska
Grali parę w serialu. Zaiskrzyło w prawdziwym życiu. Aktorka "Barw szczęścia" potwierdziła związek

- Seriale kryminalne w ostatnich latach cieszę się w Polsce wyjątkową popularnością. Z roku na rok powstaje ich coraz więcej, a każda kolejny gromadzi pokaźną widownię. Co pani zdaniem sprawia, że Polacy tak się rozsmakowali w historiach kryminalnych?

- Myślę, że ta popularność kryminałów trwa już od czasów Agathy Christie. Na takie historie zawsze jest zapotrzebowanie. Widzowie bardzo lubią tajemnicę, lubią się nad nią głowić i próbować rozwikłać. Ja sama chętnie to robię! Lubimy też przeżywać emocje, trochę się bać, a trochę się zastanawiać. Sądzę, że właśnie tego w takich produkcjach szukamy, a takiego rodzaju rozrywka w czasach pandemii jest nam szczególnie potrzebna.

- I taki też będzie serial "Żywioły Saszy-Ogień" na podstawie bestsellerowej powieści Katarzyny Bondy. Podobno pisarka już na długo przed rozpoczęciem uznała, że to właśnie Pani najlepiej wcieliłaby się w główną bohaterkę...

- Nasze pierwsze spotkanie było zupełnie przypadkowe. Miało miejsce w teatrze. Kasia obserwowała moją dyskusję z panią szatniarką, która zgubiła wówczas mój płaszcz. Później celowo usiadła w nieopodal mnie na widowni, a dopiero na bankiecie po spektaklu przedstawiono nas sobie. Jej zdziwienie było ogromne, gdy dowiedziała się, że jestem aktorką, bo od początku miała takie poczucie, że zobaczyła we mnie swoją Saszę. Ja z kolei też już wcześniej czułam oddech jej bohaterki na swoim karku, bo parę osób opowiedziało mi o książce Kasi i mówiło mi, że widziałoby mnie w tej roli. Dlatego, gdy to samo usłyszałam od Kasi, wiedziałam, że jest to fakt, wobec którego nie mogę przejść obojętnie. Oczywiście przeczytałam wszystkie cztery powieści serii o Saszy i zaczęłyśmy rozmawiać o tym, że wspaniale byłoby, gdyby można było tej historii nadać jakieś życie. To był dość długi proces, który właśnie teraz znalazł pomyślny finał.

- Wygląda na to, że ta rola właściwie sama panią znalazła!

- To prawda! Dlatego miałam poczucie, że Sasza jest mi w jakiś sposób pisana. Tym większy jednak stres towarzyszył mi, gdy przystępowaliśmy do pracy nad serialem, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że, kiedy autorka utożsamia mnie w jakiś sposób z tą postacią, to nie chcę i nie mogę jej zawieść. Dodatkowo stresująca była również świadomość, że seria książek o Saszy Załuskiej ma w Polsce bardzo wielu miłośników. Zdaję więc sobie sprawę, że swoją rolą mierzę się też w konfrontacji z ich wyobrażeniami na ten temat - zarówno pod względem całej ekranizacji jak i samej postaci głównej bohaterki.

- W jednym z wywiadów przyznała pani, że ta rola była jedną z trudniejszych w pani dorobku. Dlaczego?

- Ponieważ emocje dla mnie, jako aktorski, są strefą komfortu. Jeżeli mam zagrać postać, która jest bardzo emocjonalna, to z czysto aktorskiego punktu widzenie potrafię zrozumieć jej stan. To nie znaczy, że zagranie takiej bohaterki jest dla mnie łatwe, ale wiem wtedy, z której strony mogę to ugryźć. Jeśli zaś chodzi o Saszę, to jest ona nie mniej tajemnicza, niż zagadki, które rozwiązuje. Zagranie kogoś, kto jest złożony na wielu płaszczyznach, i tak na prawdę nie wiadomo do końca, czy nawet w chwilach codzienności jest do końca sobą, było dla mnie bardzo trudnym wyzwaniem.

- To znaczy, że nawet pani nie udało się Saszy do końca rozgryźć?

- Zapadły mi w pamięć słowa naszego reżysera, który powiedział, że w chwili, gdy ją rozgryziemy, to właściwie możemy iść do domu. Dopóki nie będziemy potrafili tego zrobić, jesteśmy wygrani. Tak na prawdę Sasza powinna trzymać widza w pewnym napięciu, tak, by nikt do końca nie wiedział, kim ona naprawdę jest. Nie udało mi się do tej pory całkiem jej rozpracować, ale być może uda nam się, gdy zekranizujemy pozostałe części serii. Składa się ona z czterech żywiołów, i – jak ładnie powiedziała Kasia Bonda - Sasza musi przejść je wszystkie, żeby móc się oczyścić, zdefiniować i dać poznać w pełni.

- Ale rola okazała się wymagająca także z innych względów. Specjalnie dla niej nauczyła się pani strzelać, zresztą podobno z dobrymi efektami!

- Tak, to była moja pierwsza przygoda z bronią i muszę przyznać, że sprawiło mi to dużo frajdy, choć okazało się to znacznie trudniejsze, niż myślałam. Głównie jednak przygotowywałam się do tej roli od strony psychicznej i psychologicznej. Miałam też spotkania z kobietą, która była pracowała kiedyś jako szpieg, a także z profilerem i psychologiem policyjnym.

- Postać Saszy sporo wymaga od aktorki. W serialu widzowie mogą zobaczyć jak, pani strzela, mówi pani po arabsku czy skacze z dużych wysokości. Która z pani ról pod względem nowych umiejętności, które musiała pani nabyć, czy przekraczania własnych barier i ograniczeń, była dla pani najtrudniejsza?

- Tak naprawdę co rola to wyzwanie! W przypadku filmu „Idealny facet dla mojej dziewczyny” trenowałam krav magę. Z kolei przy pracy nad filmem „W ukryciu” uczyłam się grać na wiolonczeli. „Sztuka kochania” też wymagała ode mnie przekroczenia pewnej bariery, żeby zagrać osobę dużo starszą od siebie i nie zrobić z tego karykatury, ale zrobić to w wiarygodny sposób. Rola Michaliny Wisłockiej to dla mnie druga po filmie „Różyczka’” przygoda życia.

- Przy okazji pracy nad rolą zdobyła pani nowe umiejętności. A czy jest coś, czego sama pani bohaterka panią nauczyła?

- Było świetnie choć do pewnego stopnia umieć zachować takie opanowanie w kryzysowych sytuacjach jak ona (śmiech). Tego bym się bardzo chciała od niej nauczyć.

Emisja w TV:

Żywioły Saszy - Ogień

wtorek 21.30 TVN

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki