Kulisy otrucia 4-letniego Artura w sali zabaw

i

Autor: redakcja SE Kulisy otrucia 4-letniego Artura w sali zabaw

To tu otruł synka i siebie. Jak zginął 4-letni Arturek? REKONSTRUKCJA

2018-11-27 16:41

Śledczy wciąż odtwarzają szczegóły tragedii w sali zabaw Kolorado na warszawskim Bemowie, gdzie ojciec otruł synka i siebie. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Tomasz M. (+35 l.) wykorzystał chwilę. Uśpił czujność kuratora i poszedł z dzieckiem do łazienki. Chwilę później on i 4-letni Arturek leżeli nieprzytomni na podłodze. Nie udało się ich uratować. "Super Express" dotarł do świadków tego koszmarnego zdarzenia.

Przypomnijmy. Tomasz M. i jego żona Justyna byli w trakcie rozwodu. Mężczyzna miał wcześniej postawione zarzuty uprowadzenia synka i uporczywego nękania żony. Dlatego sąd zdecydował, że ojciec może spotykać się z dziećmi tylko w obecności kuratora. Tak właśnie było w niedzielę.

Tomasz M. z córką Kornelią (6 l.) i synkiem Arturkiem przyjechali do sali zabaw Kolorado na Bemowie. Był z nimi kurator. - Pamiętam, że widziałem dwójkę dzieci z ojcem i jeszcze jedną osobą. Nikt nie zwracał na nich uwagi, bo na sali było dużo osób. Nie wzbudzali większych podejrzeń. Tutaj przychodzi wiele rodzin, a wtedy akurat były czyjeś urodziny– wspomina świadek tragedii.

Rodzina na sali spędziła kilkanaście minut. Grali razem i bawili się różnymi urządzeniami. Najpierw piłeczkami, a potem klockami. Ok. godz. 17 Tomasz M. poprosił kuratora, by popilnował jego córki. Tłumaczył, że musi iść z synem do toalety. Wziął go za rękę i zamknął się razem z nim w jednej z dwóch kabin znajdujących się osobnym pomieszczeniu w rogu sali.

Przed toaletą utworzyła się kolejka. Oczekujący nagle zobaczyli, że spod drzwi wystaje rączka dziecka. Szybko wezwano obsługę obiektu. W międzyczasie kurator zorientował się, że jego podopiecznych nie było już od kilku minut.

- Wszystko działo się bardzo dynamicznie. Ktoś śrubokrętem otworzył zamek w drzwiach. Ktoś krzyknął, że jest kuratorem. Zobaczyliśmy leżące dziecko na podłodze. Obok był mężczyzna. Widziałem też plastikową fiolkę – opisuje świadek.

Obsługa sali wezwała pogotowie, straż pożarną, policję, a następnie ułożyła ofiary w pozycji bezpiecznej. Dziecko zostało zabrane do szpitala, ojciec przez jakiś czas był reanimowany na miejscu.

Tomasz M. zmarł w niedzielę, Arturek w poniedziałek rano. Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że przyczyną ich śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Więcej wyjaśnią badania toksykologiczne. Biegli zbadają też plastikowe pojemniki, z których mogła zostać podana trująca substancja. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki