Grzegorz Nowik: 1920 r. to źródło wolnej Polski

2011-10-08 4:00

- Bolszewizm to kłamstwa, oszustwa, prymitywizm i brutalność - film Jerzego Hoffmana, specjalnie dla czytelników Super Expressu ocenia prof. Grzegorz Nowi.

"Super Express": - Najnowszy film Jerzego Hoffmana "1920 Bitwa Warszawska" już bije rekordy frekwencji w polskich kinach. Jednak recenzenci są dość krytyczni...

Grzegorz Nowik: - Dla mnie znacznie ważniejsze jest to, że ten film w ogóle powstał. Trzy lata temu byłem jurorem w konkursie na scenariusz filmu o wojnie 1920. Przeczytałem blisko 40 scenariuszy, nagrodziliśmy cztery najlepsze, ale nie zostały one zrealizowane. Długo musieliśmy czekać na obraz, który opowiedziałby historię jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Polski. Największą wartością "Bitwy Warszawskiej" jest gigantyczny ładunek patriotyzmu. Widzimy naród zjednoczony w ogromnym wysiłku w obronie ojczyzny, która ledwo co wybiła się na niepodległość po półtorawiekowej niewoli. Zresztą dla wielu uczestników ówczesnych wydarzeń było to przeżycie nie tylko patriotyczne, ale niemal mistyczne, religijne. Głosy krytykujące ten aspekt filmu zdają się nie uwzględniać atmosfery tamtych dni. To, że te wszystkie elementy zawarł w swoim filmie Hoffman, jest już wartością samą w sobie.

- Nie irytuje pana jednak infantylność głównego wątku filmu? Miłość żołnierza i aktorki na tle wydarzeń historycznych. Mało oryginalnie.

- Można powiedzieć, że wątek miłości ułana i dziewczyny nie jest niczym nowym w polskiej sztuce, bo już Wojciech Kossak uczynił ten motyw tematem wielu swoich obrazów (śmiech). Inna sprawa, że film o 1920 r. mógł powstać na bazie innej opowieści. W ubiegłym roku była rozważana produkcja przez TVP filmu na podstawie scenariusza pani Beaty Hyczko. Głównym bohaterem miał być Jan Kowalewski, a więc człowiek, który był ówcześnie głównym naszym kryptoanalitykiem i od sierpnia 1919 r. łamał wszystkie rosyjskie szyfry. Dzięki niemu Wódz Naczelny miał dostęp do szerokiego zakresu tajnej dokumentacji operacyjnej Armii Czerwonej. Miało to kluczowe znaczenie dla naszego zwycięstwa. Jak ważna była to postać, niech świadczy fakt, że gdy już po wojnie Kowalewski otrzymywał order Virtuti Militari od generała Władysława Sikorskiego, ten mrugnął do niego znacząco i powiedział: "Panie kapitanie, za zwycięską wojnę!". To dobitnie pokazuje, jak wysoko polscy dowódcy cenili osiągnięcia radiowywiadu. Sam często używam porównania rozgrywki między Leninem i Piłsudskim do gry w karty. Piłsudski wygrał, nie tylko dlatego, że miał mocne karty i potrafił licytować wysoką stawkę, ale za plecami Lenina umieścił lustro, w którym odbijały się wszystkie atuty i słabości przywódcy bolszewików. Tym lustrem był polski radiowywiad. Niestety, do realizacji filmu o jego decydującym wkładzie w polskie zwycięstwo z nieznanych mi powodów nie doszło.

- Mamy za to film Hoffmana. Czy wielki potencjał tematu, którego się podjął, nie został zmarnowany?

- Dla przeciętnego widza, zwłaszcza młodego, to ogromna dawka dobrej, choć absolutnie podstawowej wiedzy historycznej. Bo z tego filmu nie można nauczyć się historii. Nie od tego jest zresztą kino. "Bitwa Warszawska" może się stać za to dla wielu inspiracją, aby zainteresować się tym okresem naszych dziejów, może wzbudzić emocje i zachęcić do sięgnięcia m.in. po moją książkę "Wojna światów. 1920 Bitwa Warszawska", która jest swoistym dialogiem z filmem. Może być również inspiracją dla filmowców, którzy zrobią inne kino. Ten film po prostu przetarł szlaki.

- To samo mówiło się w przypadku "Katynia" Andrzeja Wajdy. Jednak czy wszystkie pierwsze filmy na ważne tematy polskiej historii muszą być po prostu słabe? Czy bycie prekursorem może być usprawiedliwieniem dla ich niskiego poziomu?

- Ale "1920 Bitwa Warszawska" wcale nie jest słabym filmem! Film historyczny ma na celu przede wszystkim wzbudzić emocje i pozostawić ślad w świadomości. Później widz najczęściej zapomina szczegóły, nawet fabułę. Ale emocje pozostają. Nie inaczej jest w wypadku filmu Hoffmana. Najważniejsze jednak jest to, że ten obraz opowiada o wydarzeniu, które powinniśmy traktować jako "mit założycielski" niepodległej II RP i pielęgnować go, tak jak - specjalnie użyję nieco przewrotnego porównania - zrobili propagandziści ZSRR, kręcąc setki filmów i seriali o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Efekt tych działań widoczny jest po dzień dzisiejszy i mit zwycięstwa nad faszyzmem oddziałuje nadal z ogromną siłą na współczesnych ludzi w Rosji, na Białorusi, a nawet w części Ukrainy. My powinniśmy się postarać o to, aby mit Bitwy Warszawskiej był dla Polaków źródłem dumy i wiary we własne siły, bo to może nas uszlachetnić i uczynić lepszym społeczeństwem.

- Z tym trudno się nie zgodzić. Ale czy naprawdę nie widzi pan żadnych mankamentów w filmie Hoffmana?

- Oczywiście, jako historyk jestem krytyczny względem wielu nieścisłości. Ukazanie roli kawalerii w Bitwie Warszawskiej jako decydującej - choć filmowo niewątpliwie atrakcyjne - nie jest do końca prawdziwe. Bitwę wygrały nie "końskie kopyta", ale "nogi piechura". Rosyjskie sieci radiowe zagłuszaliśmy przez 36 godzin tekstem Ewangelii wg św. Jana, a nie Księgą Rodzaju itd., itp. Znacznie większym minusem tego filmu jest dla mnie nieukazanie magnetycznej siły rewolucji i komunizmu. W filmie widzimy tylko, jak niszczy ona "stary świat", ale trzeba pamiętać również o tym, że wśród grabieży i mordów Armia Czerwona niosła nowy porządek oparty na fałszywych założeniach i utopijnych mirażach. Ponętny i atrakcyjny dla ludzi bez perspektyw. Dobrze jednak, że pokazano zderzenie dwóch światów, dwóch idei: niepodległej Polski budującej federację z Ukrainą przeciwko wizji proletariackiej, bolszewickiej rewolucji. Niestety, cały film został przycięty tylko do Polski, a nie umieszczono go w szerszym kontekście. A to właśnie komunistyczne idee rozlewające się na cały świat były siłą motoryczną większości wydarzeń XX wieku! Tego zdecydowanie zabrakło w filmie.

- A plusy "Bitwy Warszawskiej"?

- Dla mnie ogromną wartość ma ukazanie decydującej roli Marszałka Piłsudskiego jako tego, który w największym stopniu przyczynił się do polskiego zwycięstwa w tej wojnie. Wielokrotnie powtarzane zdanie o cudzie nad Wisłą, choć nośne publicystycznie, nijak ma się do rzeczywistości. Jedynym cudem, który możemy brać pod uwagę, jest fakt, że w tak ważnym momencie dla losów naszego państwa, na jego czele stał tak wybitny dowódca i polityk jak Józef Piłsudski i że miał takich podkomendnych, a naród stanął na wysokości zadania. Wszelkie inne stwierdzenia są deprecjonujące dla polskich dowódców, żołnierzy i społeczeństwa. Często zestawia się określenie "cud nad Marną" (bitwa I wojny światowej, która ocaliła Paryż - red.) z cudem nad Wisłą. Ale takie porównanie jest gigantycznym nadużyciem - w pierwszym wypadku Francuzi po przegraniu wojny zapłaciliby Niemcom kontrybucję, ale Francja istniałaby nadal. W wypadku Polski doszłoby do anihilacji państwa i gigantycznego wyniszczenia narodu przez bolszewików. Gra toczyła się więc o nieporównywalnie większą stawkę. I to nie tylko dla Polski, ale również dla całej Europy, a nawet świata.

- Teraz chociaż część Europy pozna tę historię. "1920 Bitwa Warszawska" jest od tego weekendu wyświetlana również w kinach w Wielkiej Brytanii. I to będzie pierwszy polski film, który nie będzie pokazywany wyłącznie na zamkniętych pokazach czy w kinach studyjnych.

- I możemy tylko się cieszyć. Chociażby z tego powodu wybór scenariusza opartego na uniwersalnych wartościach, przy okazji - ale nie nazbyt skomplikowanie - osadzonego w realiach historycznych, może okazać się dużym plusem dla widzów spoza Polski. My możemy to krytykować, ale na pewno ułatwi to odbiór widzom na Wyspach Brytyjskich, dla których ta wojna i jej znaczenie jest kompletnie nieznane.

- Warto zaznaczyć, że Anglia prowadziła wówczas dość specyficzną politykę względem Rosji.

- Dziś Brytyjczycy, po doświadczeniach zimnej wojny, są znacznie mądrzejsi niż ich przodkowie z roku 1920. Wówczas panowało tam silne przekonanie, że poprzez kontakty handlowe da się bolszewików ucywilizować! Tę tezę promował premier Lloyd George i to on m.in. przyczynił się do tego, że Polska nie otrzymała wówczas żadnej znaczącej pomocy ze strony Wielkiej Brytanii, która negocjowała z bolszewikami kontrakty handlowe. To z dzisiejszej perspektywy brzmi jak science fiction, ale fakty są takie, że społeczeństwa zachodniej Europy nie znały zbrodniczej istoty bolszewizmu i traktowały ów reżim jako "inny" rodzaj władzy w Rosji.

- I myśli pan, że ten film spotka się tam z pozytywnym oddźwiękiem?

- Tego nie wiem, ale jestem przekonany, że ci, którzy na ten film się wybiorą, wyjdą z kina nieco mądrzejsi. Hoffman zdecydował się zamieścić kilka mocnych, przemawiających do widza epizodów. Np. postać bolszewickiego komisarza Bykowskiego - kolejna bardzo dobra rola obok Wieniawy i Piłsudskiego - świetnie pokazuje, czym był bolszewizm. Kłamstwa, oszustwa, prymitywizm i brutalność - te cztery słowa najlepiej go charakteryzują.

- Wspomniał pan o mocnych epizodach. Często słabsze kino historyczne właśnie tym się charakteryzuje, że jest jedynie zbiorem epizodów.

- Ale dobrze zagrane epizody potrafią świetnie przenieść widza w realia epoki. A wojna Polski z bolszewicką Rosją obfitowała w historie genialne dla kina! Np. żałuję, że nie zobaczyliśmy w filmie prawdziwej sceny, gdy na Podolu starły się ze sobą oddziały kawalerii. Na początku zaczęli walczyć ze sobą... harcownicy. Absolutnie anachroniczna metoda walki, którą ostatni raz szerzej stosowano właśnie podczas wojny 1920 roku, ostatniej wielkiej wojnie z udziałem kawalerii. Z oddziałów kozackich przyglądających się potyczce harcowników podniósł się okrzyk: "Kuźma Kriuczkow ubit!". Okazało się, że polski ułan, rotmistrz Racięcki usiekł jednego z Kozaków, który był absolutną legendą rosyjskiej (przedrewolucyjnej jeszcze) armii! Drukowano pocztówki z jego podobiznami, a nad Donem Kozacy śpiewali o nim pieśni! Gdy zobaczyli to jego towarzysze broni, zdecydowali się wycofać z walki. Scena niczym z "Iliady" i pojedynku Achillesa z Hektorem! (śmiech). Co prawda tego nie zobaczymy u Hoffmana, ale kto wie? Może jakiś inny reżyser pokusi się użyć to w kolejnym filmie o 1920 roku? Bo to, że powinniśmy o tym przełomowym wydarzeniu dla Polski, Europy i świata robić filmy, nie podlega dyskusji.

Prof. Grzegorz Nowik

Instytut Studiów Politycznych PAN, autor książki "Wojna światów. 1920 Bitwa Warszawska"

Nasi Partnerzy polecają