Marcel H. Van Herpen: Dla Holandii to 11 września

2014-07-22 4:00

Czy Zachód przestanie udawać, że na Ukrainie nic się nie dzieje?

"Super Express": - Nie brakuje głosów, że zestrzelenie pasażerskiego samolotu przez rosyjskich bojówkarzy na wschodniej Ukrainie sprawi, że zachodnia Europa, dotąd niechętna polityce twardej ręki w stosunku do Putina, wreszcie przestanie udawać, że nic się tam nie dzieje. Rzeczywiście coś się zmieni?

Marcel H. Van Herpen: - Mam nadzieję, że tak. W samej Holandii, z której pochodzę, atak rosyjskich najemników uznawany jest za nasz 11 września. Rosyjska awantura na wschodzie Ukrainy stała się w ten sposób także naszym udziałem.

- Holandia do tej pory szukała porozumienia z Rosją. Podkreślaliście, że jako naród kupców raczej stawialiście na dialog niż konfrontację. Wasz premier pod wpływem zbulwersowanej opinii publicznej nie przebiera jednak w słowach. Stanie się liderem zmiany zachodnioeuropejskiego podejścia do Putina?

- Na pewno Holandia nie zrobi tego sama. Potrzeba całej koalicji krajów, które w końcu przestaną przymykać oczy na to, co Putin wyprawia na Ukrainie. Problemem są tu jednak Niemcy i Francja, które, jak wiadomo, mają liczne związki gospodarcze z Rosją. Odsunęły zdecydowaną w swojej postawie Polskę od rokowań z Rosją, zmonopolizowały rozwiązywanie sprawy Ukrainy i starają się jakoś dogadać z Putinem.

- Myśli pan, że ten tandem można rozbić i pokazać Putinowi, że Unia Europejska nie zamierza dłużej tolerować jego wojny z Ukrainą?

- Zarówno Polska, jak i kraje bałtyckie żywo zainteresowane powstrzymaniem zapędów Putina powinny skontaktować się teraz z rządem holenderskim. Razem mogą przekonywać resztę Unii, że atak na pasażerski samolot to kolejny dzwonek alarmowy; że sytuacja na Ukrainie jest naprawdę poważna, a polityka Putina stanowi zagrożenie dla całej Europy.

- Zrozumiał to chyba David Cameron. Brytyjski premier był do tej pory orędownikiem miękkiego traktowania Putina, ale odkąd bojówki rosyjskiego prezydenta zabiły dziesięciu obywateli Zjednoczonego Królestwa, i on zmienił język. Grozi nawet ostrymi sankcjami. Na ile pan te pogróżki traktuje poważnie?

- Cameron faktycznie do tej pory robił wszystko, żeby nie drażnić Putina. Jednak odkąd Amerykanie zaczęli ostrzej pogrywać z Putinem, on idzie za ich przykładem. Na pewno nie jest tak chętny do wprowadzania ostrych sankcji wobec Rosji jak administracja Obamy. Zapowiada co prawda zamrożenie aktywów rosyjskich oligarchów, ale wie jednocześnie, że będzie to oznaczało straty dla brytyjskiego sektora finansowego, który czerpie ogromne zyski z obsługi majątków najbogatszych Rosjan. Nie miałbym jednak nic przeciwko temu, żeby Cameron został teraz liderem twardej polityki wobec Putina.

- Słuchając w ostatnich dniach Merkel czy Hollande'a, widzi pan, że i oni mają dosyć tego teatru?

- Myślę, że oboje doskonale zdają sobie sprawę, kto odpowiada za wydarzenia na wschodzie Ukrainy. Niestety, wysuwane przez nich groźby pod adresem Putina to nic innego jak słowa, których od początku konfliktu na Ukrainie wypowiedzieli już wiele. Nadal wydają się wierzyć, że rozmowami coś da się załatwić i dotychczasowe niepowodzenia ich nie zniechęcają. Dalej słyszymy o deeskalacji, rozmowach, negocjacjach. Tyle że one nic nie dają. Rozumiem interesy Francji i Niemiec, a także polityczne koszty dla Merkel i Hollande'a, ale dalej tak nie można.

- Nie boi się pan, że zestrzelenie pasażerskiego samolotu zrobi dokładnie takie samo wrażenie jak aneksja Krymu? Europa Zachodnia trochę się pooburza, a i tak rozejdzie się po kościach?

- Najbliższe tygodnie mogą nam przynieść zarówno wiele przełomowych wydarzeń, ale także rozczarowań. Najgorsze, co może się stać, to scenariusz, który pan zarysował. Musimy pamiętać, że mimo niepowodzeń na wschodzie Ukrainy Putin wcale nie rezygnuje ze swojej idei przyłączenia jej do Rosji. Kolejne łagodne potraktowanie rosyjskiego prezydenta przez Zachód tylko jeszcze bardziej go rozochoci. Na to nie możemy sobie pozwolić.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail