Adrian zandberg

i

Autor: Piotr Grzybowski

Adrian Zandberg "Razem" w "Super Expressie" o Unii Europejskiej: Wspólny dom do remontu

2018-06-30 4:29

Mija 15 lat, odkąd głosowaliśmy nad wstąpieniem do UE. Unia miała być stabilną wspólnotą, która gwarantuje dobrobyt. Ostatecznym końcem narodowych nienawiści, które skąpały dwudziesty wiek we krwi. Dziś łatwo uznać tamte wyobrażenia za naiwne. Ale wstąpienie do UE to była dobra decyzja. Inny sensowny scenariusz po prostu nie istniał. Dziś ten wspólny dom chwieje się w posadach. W kolejnych krajach dochodzą do władzy sterowani z Kremla nacjonaliści. Ich marzenie to zamknąć granice i wysadzić Unię w powietrze. Za chwilę UE opuści Wielka Brytania. Niewiele brakowało, żeby Francuzi wybrali na prezydentkę Marine Le Pen. We Włoszech rządzi Matteo Salvini. Idolem prawicy jest Orban, który na Węgrzech konsekwentnie zwija demokrację. W ten krajobraz świetnie wpisuje się nasz pisowski, klerykalny zamordyzm. Nacjonaliści mówią: „nie wierzcie we współpracę, solidarność to bajeczka dla dzieci”. Niestety, europejscy przywódcy, zamiast udowodnić, że jest inaczej, grają tak, jak im zagra brunatna orkiestra. Kiedy kryzys uderzył w słabsze europejskie gospodarki, bogata północ zachowała się egoistycznie. Test solidarności silnych ze słabymi UE oblała na całej linii. Potem kolejne kraje odwróciły się plecami do Włoch i Grecji, które mierzyły się z napływem uchodźców wojennych. Teraz słychać, że pieniądze dla biedniejszych regionów zostaną mocno okrojone. Unię rozrywają narodowe egoizmy, a Merkel, Juncker i Tusk bezczynnie się temu przyglądają. Europejskie elity przypominają schyłkowe rządy Platformy. Sami wyhodowali antyeuropejską prawicę – swoim cynizmem, bezczynnością, polityką pod dyktando wielkiego biznesu, bezwzględnością wobec słabych. Teraz trwają u władzy, szantażując wyborców: jeśli nie my, to przyjdą brunatni. Tyle że straszeniem, choćby zagrożenie było realne, wyborów się nie wygrywa. Europa potrzebuje generalnego remontu. Dlatego Partia Razem zorganizowała w Warszawie zjazd europejskiej nowej lewicy. Przyjęliśmy wspólny program: chcemy więcej demokracji i większego budżetu Unii. Sfinansujemy go, likwidując raje podatkowe i nakładając uczciwe podatki na korporacje. Solidarna Europa to europejska płaca minimalna, 35-godzinny tydzień pracy i wspólne standardy opieki zdrowotnej na całym kontynencie. To lepsza jakość życia dla wszystkich, bez dzielenia Europejczyków na lepszych i gorszych. Albo Europa będzie mocniej zintegrowana i bardziej solidarna – albo nie będzie jej wcale. Dziś odwagę, by głośno to powiedzieć, ma tylko nowa lewica - pisze Adrian Zandberg.

Mija 15 lat, odkąd głosowaliśmy nad wstąpieniem do UE. Unia miała być stabilną wspólnotą, która gwarantuje dobrobyt. Ostatecznym końcem narodowych nienawiści, które skąpały dwudziesty wiek we krwi. Dziś łatwo uznać tamte wyobrażenia za naiwne. Ale wstąpienie do UE to była dobra decyzja. Inny sensowny scenariusz po prostu nie istniał.

Dziś ten wspólny dom chwieje się w posadach. W kolejnych krajach dochodzą do władzy sterowani z Kremla nacjonaliści. Ich marzenie to zamknąć granice i wysadzić Unię w powietrze. Za chwilę UE opuści Wielka Brytania. Niewiele brakowało, żeby Francuzi wybrali na prezydentkę Marine Le Pen. We Włoszech rządzi Matteo Salvini. Idolem prawicy jest Orban, który na Węgrzech konsekwentnie zwija demokrację. W ten krajobraz świetnie wpisuje się nasz pisowski, klerykalny zamordyzm.

Nacjonaliści mówią: „nie wierzcie we współpracę, solidarność to bajeczka dla dzieci”. Niestety, europejscy przywódcy, zamiast udowodnić, że jest inaczej, grają tak, jak im zagra brunatna orkiestra. Kiedy kryzys uderzył w słabsze europejskie gospodarki, bogata północ zachowała się egoistycznie. Test solidarności silnych ze słabymi UE oblała na całej linii. Potem kolejne kraje odwróciły się plecami do Włoch i Grecji, które mierzyły się z napływem uchodźców wojennych. Teraz słychać, że pieniądze dla biedniejszych regionów zostaną mocno okrojone. Unię rozrywają narodowe egoizmy, a Merkel, Juncker i Tusk bezczynnie się temu przyglądają.

Europejskie elity przypominają schyłkowe rządy Platformy. Sami wyhodowali antyeuropejską prawicę – swoim cynizmem, bezczynnością, polityką pod dyktando wielkiego biznesu, bezwzględnością wobec słabych. Teraz trwają u władzy, szantażując wyborców: jeśli nie my, to przyjdą brunatni. Tyle że straszeniem, choćby zagrożenie było realne, wyborów się nie wygrywa.

Europa potrzebuje generalnego remontu. Dlatego Partia Razem zorganizowała w Warszawie zjazd europejskiej nowej lewicy. Przyjęliśmy wspólny program: chcemy więcej demokracji i większego budżetu Unii. Sfinansujemy go, likwidując raje podatkowe i nakładając uczciwe podatki na korporacje. Solidarna Europa to europejska płaca minimalna, 35-godzinny tydzień pracy i wspólne standardy opieki zdrowotnej na całym kontynencie. To lepsza jakość życia dla wszystkich, bez dzielenia Europejczyków na lepszych i gorszych.

Albo Europa będzie mocniej zintegrowana i bardziej solidarna – albo nie będzie jej wcale. Dziś odwagę, by głośno to powiedzieć, ma tylko nowa lewica - pisze Adrian Zandberg.