Łukasz Szumowski

i

Autor: Rafal Oleksiewicz/REPORTER Łukasz Szumowski

Alarmujące dane: Polaków nie ma kto leczyć?! Minister zdrowa wyjaśnia [WYWIAD]

2019-12-09 6:01

W Polsce minister zdrowia nie sprawuje nadzoru właścicielskiego w ponad 90 proc. szpitali. Mamy powiaty, które nadzorują szpitale powiatowe, marszałkowie województw nadzorują szpitale wojewódzkie i centra onkologii. Minister zdrowia nadzoruje przede wszystkim instytuty badawcze, które podlegają MZ - powiedział dziennikarce "Super Expressu" prof. Łukasz Szumowski, minister zdrowia.

-„Super Express”:- Słychać głosy, że brakuje aż 68 tys. lekarzy. Lada moment Polaków nie będzie miał kto leczyć?

- Prof. Łukasz Szumowski: - Odbudowa kadr medycznych to jeden z priorytetów ministerstwa i jedno z podstawowych wyzwań ochrony zdrowia w Polsce. Trzeba być jednak precyzyjnym, kiedy podajemy takie dane. Z danych Naczelnej Rady Lekarskiej, która rejestruje wszystkich lekarzy posiadających prawo wykonywania zawodu nie wynika, żebyśmy znacząco odstawali od średniej europejskiej.

- Odstajemy nieznacząco. Czyli ile?

- Rejestr NRL podaje na 30 września br., że mamy w Polsce 140 420 lekarzy wykonujących zawód i 38 451 lekarzy dentystów wykonujących zawód. Podliczając wskaźnik liczby lekarzy na 1 tys. mieszkańców, to wynika z niego, że to 3,6. Dokładnie tyle ile wynosi średnia europejska wg. OECD. W przypadku lekarzy i lekarzy dentystów razem wychodzi 4,65. Biorąc pod uwagę lekarzy wystawiających e-zwolnienia to jest to więcej. Ponad 149 tys. lekarzy, a przecież wiemy, że część lekarzy zwolnień nie wystawia.

- Dlaczego zatem mówi się, że jesteśmy w ogonie Europy?

- Według OECD wskaźnik liczby lekarzy w Polsce wynosi 2,38. Tyle, że oni biorą pod uwagę lekarzy wg raportów podmiotów leczniczych. Przez to ujmuje się tam głównie lekarzy pracujących w szpitalnictwie publicznym. W przypadku niektórych grup, jak np. pracownicy przychodni, dane te są niedokładne, a te grupy pominięte.

- Czyli nie ma sprawy i właściwie powinniśmy się cieszyć?

- Nie do końca. Uważam, że dalszy wzrost liczby lekarzy jest konieczny, ale chciałbym, by podawano fakty i konkretne liczby, a nie to, co nam się wydaje by udowodnić, że jest źle. Oczywiście jest wiele rzeczy, które trzeba poprawić. Co do kadr to liczba lekarzy w Polsce wzrosła od 2014 roku o 11 tys. lekarzy, o 3 tys. lekarzy dentystów i 17 tys pielęgniarek. To dobra tendencja wzrostowa.

- Opinia o tym, że lekarze masowo emigrują i z tego powodu ich brakuje to nieprawda?

- Wie pani ilu lekarzy wnioskuje o zaświadczenia umożliwiające podjęcie pracy za granicą, a w szczególności w UE?

- Ilu?

- W 2015 r. takich zaświadczeń wydano niecały 1000. Obecnie prawie połowę mniej. Cały czas jest tendencja spadkowa. Mam wrażenie, że wszyscy przyzwyczaili się do tego, żeby mówić, że lekarze „masowo wyjeżdżają”. Pacjenci widza w niektórych obszarach niedostatki kadr. I to wydaje im się potwierdzeniem tych głosów.

- To skąd te niedostatki?

- Z kilku czynników. Część lekarzy pracuje w sektorze prywatnym. Zarządzanie kadrami medycznymi nie zawsze jest też optymalne. Lekarze są rozproszeni po różnych ośrodkach. Poszczególne specjalizacje różnią się pomiędzy sobą. Dlatego nie zawsze jest ich tylu, ilu oczekują pacjenci.

- Warunki w szpitalach psychiatrycznych nie zawsze są zgodne z oczekiwaniami pacjentów. Specjalistyczne oddziały borykają się z również z problemem zbyt małej ilości miejsc dla najmłodszych pacjentów. Brak jest odpowiedniego podziału pacjentów ze względu na zaawansowanie choroby psychicznej, co utrudnia leczenie.

-Psychiatria przez długi czas była niedofinansowana. Nie traktowano jej z odpowiednią powagą. Przez lata nie zmieniało się też podejście do leczenia psychiatrycznego i jego form.

- Dlaczego?

- Nikt nie podnosił wyceny punktu psychiatrycznego, którym jakiś czas temu się zajęliśmy. Wdrożyliśmy reformę psychiatrii dorosłych, gdzie mamy 27 Centrów Zdrowia Psychicznego, gdzie pacjent może przyjść i w przeciągu 72 godzin otrzyma pomoc. To bardzo krótki czas oczekiwania.

- To wiąże się z zamknięciem na oddziale psychiatrycznym?

- Nie. Mówiąc o pomocy mam na myśl m.in. poradę psychologiczną, czy psychiatryczną. O tym czy choroba wymaga leczenia w oddziale decyduje lekarz psychiatra.

- Poradnictwo psychiatry nadal kojarzy się Polakom pejoratywnie. Można to zmienić?

- Psychiatra powinien kojarzyć się przede wszystkim jako ktoś, kto chce pomóc. Zatrudniamy już tzw. asystentów zdrowienia. To osoby, które same miały problemy psychiczne. Mając za sobą pewne doświadczenia łatwiej docierają do osób z problemami. To ktoś, kto na swoim przykładzie pokazuje, jak wrócić do pracy i normalnego funkcjonowania. Minister Balicki, który jest pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. reformy w psychiatrii, bardzo dba o koordynację i rozwój tego pomysłu. Podkreślmy, że odchodzimy od modelu leczenia szpitalnego który kojarzy się z placówką zamkniętą. Gdy zaczynaliśmy reorganizację w sferze psychiatrii było źle. Proszę sobie wyobrazić, że na początku mieliśmy tylko 400 specjalistów od psychiatrii dziecięcej.

- Mało. I co się zmieniło?

- W tej chwili kształci się ponad 1050 lekarzy w dziedzinie psychiatrii i psychiatrii dziecięcej, a liczba kształcących się psychiatrów dziecięcych wzrosła czterokrotnie od 2010 roku. Mam ogromną nadzieję, że będziemy podążali w kierunku zwyżkowym. To dla nas priorytetowa specjalizacja.


 

Minister Łukasz Szumowski i dziennikarska SE

i

Autor: Sandra Skibniewska Minister Łukasz Szumowski i dziennikarska "SE"

- Wprowadzenie sieci szpitali miało poprawić funkcjonowanie służby zdrowia. Zdaniem samorządów nie poprawiło. Alarmują, że placówki toną w długach, że kolejki rosną, a pensje dla przedstawicieli zawodów medycznych są bardzo różne. To powoduje duże dysproporcje w wynagrodzeniach.

- W Polsce minister zdrowia nie sprawuje nadzoru właścicielskiego w ponad 90 proc. szpitali. Mamy powiaty, które nadzorują szpitale powiatowe, marszałkowie województw nadzorują szpitale wojewódzkie i centra onkologii. Minister zdrowia nadzoruje przede wszystkim instytuty badawcze, które podlegają MZ.

- Jeżeli dyrektor szpitala nie daje sobie rady z finansami szpitala to minister może go odwołać?

- Nie. Dyrektora szpitala wojewódzkiego może odwołać marszałek województwa, a szpitala powiatowego starosta.

- To co robić? Podobno to nagminna sytuacja.

- Jeżeli dana placówka sobie nie radzi, to należy wprowadzić plan naprawczy. Należy dostosować ofertę placówki do potrzeb lokalnej społeczności, negocjować ceny np. z dostawcami leków i wyrobów medycznych. Za to odpowiedzialni są dyrektorzy placówek. Pośrednio także organy założycielskie czyli właściciele – w większości samorządy.

- Skoro w danej placówce wojewódzkiej jest źle, to dlaczego marszałek województwa zwraca się o pomoc do ministra? Obywatele uczestniczą wciąż w takim przerzucaniu odpowiedzialności między politykami.

- Dlatego, że dużo łatwiej zrzucić odpowiedzialność na niedostateczny poziom finansowania służby zdrowia, niż dobrze zarządzać lub wprowadzić plan naprawczy.

- Dobrze, ale jeśli ktoś jest za coś odpowiedzialny to powinien ponieść konsekwencje? Tymczasem tu konsekwencje ponoszą pacjenci, którzy nie mają dostępu do świadczeń…

- W sferze publicznej, w sferze mediów, zwykle większość uważa, że za problemy, o których rozmawiamy odpowiedzialny jest minister… Tyle, że zgodnie z prawem tak nie jest. Minister nie ma wpływu na bieżące zarządzanie szpitalem. Nie ma uprawnień, by regulować płace w danej jednostce medycznej.

- Lekarze i pielęgniarki protestują jednak idąc do ministra.

- Owszem. Wówczas wspomagamy protestujących w rozmowach z dyrektorami szpitali, którzy ustalają budżety pracowników. Jesteśmy pewnego rodzaju mediatorem. Nie chciałbym jednak, żeby z tej rozmowy wynikało, że dyrektorzy szpitali sobie nie radzą. Nie wszyscy zadłużają placówki, wielu działa bardzo sprawnie.

- Jak wielu?

- 80 proc. całego zadłużenia wymagalnego generuje zaledwie 6 proc. szpitali! Przykładem na niesamowite zadłużenie jest szpital w Grudziądzu, który jest zadłużony z powodu niedostosowania do potrzeb lokalnej społeczności. Weźmy jednak np. szpitale kliniczne, które zanotowały największy zysk netto w 2018: Uniwersytecki Szpital Kliniczny im. Jana Mikulicza - Radeckiego we Wrocławiu, Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny im. prof. Adama Grucy CMKP w Otwocku, Szpital Kliniczny im. K. Jonschera UM im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu.

- To z czego wynika tak duże zadłużenie 6 proc. szpitali?

- Powodów jest kilka. Główny to kwestia przeinwestowania placówek. Szpitale ze sobą konkurują o pracownika i o usługę. Dublują usługi. Efektem jest rosnące zadłużenie. Wszyscy chcą zajmować się wszystkim i mieć wszystko. To irracjonalne i powoduje stale rosnące straty.

Rozmawiała Sandra Skibniewska