- Zamierzałem je wyrobić na nowo. No cóż… Wydarzyło się. Ale to wydarzenie, jakich setki na naszych ulicach. Taka była wyższa konieczność, że musiałem znów wsiąść za kierownicę… Jest mi wstyd i żal. Najbardziej żal mi tej kobiety, która odniosła obrażenia nogi. Jestem z nią w kontakcie - tak w piątek w rozmowie w "Super Expressie" komentował potrącenie na rowerzystki ścieżce rowerowej Artur Zawisza. Kobieta po wypadku trafiła do szpitala, a były poseł prawicy zapowiedział odwiedzić poszkodowaną w szpitalu. Policja potwierdziła, że winnym zdarzenia był kierujący mercedesem, który na skrzyżowaniu ul. Sobieskiego i Beethovena uderzył w prawidłowo przejeżdżającą przez ulicę rowerzystkę.
ZOBACZ TEŻ: Znany polityk PRAWICY potrącił kobietę. Później znowu GO ZATRZYMANO
W mediach rozpętała się burza, gdyż okazało się, że polityk nie posiadał uprawnień do prowadzenia pojazdu, gdy stracił je za jadę na "podwójnym gazie". Zawisza pożegnał się z prawkiem w 2016 r. Zakaz wygasł w lipcu tego roku, jednak poseł do tej pory nie wyrobił nowego "prawka". Tego samego dnia, pomimo potrącenia rowerzystki i braku uprawnień, polityk ponownie siadł na za kółko. Miał pecha, bo trafił na patrol policji.
W niedzielę Zawisza opublikował w mediach społecznościowych długie oświadczenie, w którym pisze, że "bardzo żałuje". - (...) jest mi niezmiernie przykro i do końca życia nie zapomnę splotu niedobrych okoliczności. Skutki prawne i moralne będę ponosił wedle miary czynów - czytamy. Pomimo wyrażonej skruchy, polityk prawicy znów bagatelizuje łamanie prawa i prowadzenie auta, choć robi to nielegalnie. - W piątek wieczorem, gdy odstawiałem auto do firmowego garażu upolował mnie pracujący w Parlamencie Europejskim asystent pani poseł z Koalicji Europejskiej i jego zdjęciami posłużyły się media, gdy po doniesieniu na policję patrol zatrzymał mnie w aucie robiącego trzyminutowy objazd ulicami do garażu - tłumaczy Zawisza.