Bieda w biednej armii

2009-08-17 4:15

Donald Tusk 15 sierpnia, Dzień Wojska Polskiego, spędził z naszymi żołnierzami w Afganistanie. Premier nie przyjechał do 2000 Polaków walczących w ramach misji NATO o demokrację w tym kraju z pustymi rękami. Były więc nie tylko gesty solidarności szefa rządu z żołnierzami, ale też obietnice dodatkowego sprzętu - 3 helikopterów Mi-17 i 17 dodatkowych wozów bojowych Rosomak.

To dobre i smutne. Bo skąd premier weźmie ten sprzęt? Zabierze go z kraju, armii, która wchodzi właśnie w głośno reklamowany proces profesjonalizacji. Biednej armii. Ale powiedzmy to od razu jasno. Żołnierze w Afganistanie stanowią jej forpocztę i służą w warunkach frontowych, wojennych, więc mają - jeśli chodzi o sprzęt i zabezpieczenie - absolutne pierwszeństwo. Szkoda tylko, że ta decyzja Tuska wymuszona została przez kolejną ofiarę wojny. Przez śmierć kapitana Daniela Ambrozińskiego.

Szkoda też, że w cieniu tej tragedii szykuje się kolejny dramat. Planowana ustawa o weteranach misji pokojowych i stabilizacyjnych, jeśli wejdzie w życie, to w znacznie okrojonej wersji niż planowano. Mówimy, piszemy: chwała bohaterom. Ale przecież naprawdę wtedy oddamy im cześć, gdy ci, którzy oddali krajowi nie zawsze życie, ale zdrowie, będą i na froncie, i w życiu po misjach należycie zabezpieczeni. I na to musi być stać naszą biedną armię.