komentuje  Tomasz Walczak 11 06

i

Autor: GRAFIKA SE Anna Szamborska komentuje Tomasz Walczak 11 06

Czarnek znów irytuje liberałów, ale zamiast się denerwować, powinni przypomnieć sobie los Giertycha - pisze Tomasz Walczak

2021-06-12 6:35

Przemysław Czarnek przypomina o swoim istnieniu. Tym razem Czarnek wrócił na usta krytyków propozycjami zmian w kanonie lektur. Przemysław Czarnek od dawna uważa, że młodzież za mało czyta m.in. o Janie Pawle II i za mało zna jego dzieła, więc zamierza to zmienić. Projekt zmian w liście lektur Czarnka właśnie trafił do konsultacji i wywołał ogromne emocje. Dziennikarz "Super Expressu" Tomasz Walczak zachęca jednak do spokoju i przypomina, że był już jeden minister - Roman Giertych - który zmieniał listę lektur na bardziej prawicową, ale ledwie mu się to udało, upadł rząd. Przemysław Czarnek podzieli jego los? Zgadzacie się z Tomaszem Walczakiem? Komentujcie pod tekstem!

Czarnek, Giertych, dwa bratanki

Przemysław Czarnek znowu chodzi i irytuje. Ale zanim o nim, krótko wspomnę daleki 2006 r. Byłem wówczas studentem, a szefem MEN zostawał właśnie Roman Giertych – wtedy jeszcze wojujący endek, któremu zamarzyła się ultraprawicowa rewolucja w oświacie. My, studenci, zindoktrynowani, jakby to powiedział pan Czarnek, przez neomarksizm i genderyzm ruszyliśmy na protest pod Sejm. Niewiele wywalczyliśmy, ale przynajmniej było zabawnie, kiedy Giertych wysłał do nas swojego ordynansa Krzysztofa Bosaka. Kiedy się pojawił tłum zdjął po bucie i zaczął nim machać, krzyczeć „Wszyscy na Bosaka”. Czy gdybym było dziś studentem poszedłbym protestować przeciwko Czarnkowi? Nie. Oto dlaczego.

Przemysław Czarnek – tu do niego wracamy – jest Giertychem w wersji turbo, a jego jedynym zmartwieniem w edukacji młodych Polaków jest to, by przypadkiem nie zapomnieli o „żołnierzach wyklętych”, papieżu Polaku i by szkoła było odpowiednio bogoojczyźniana. Najnowszy pomysł, jaki ma Przemysław Czarnek to rewolucja na liście lektur, gdzie zdaniem pana ministra, za mało jest dzieł Jana Pawła II i kard. Wyszyńskiego oraz książek o życiu i myśli tych wielkich ludzi Kościoła. Budzi to oczywiste emocje w liberalnej części naszego społeczeństwa, która oburza się, że publiczna szkoła nie może być przedłużeniem Episkopatu. Co bardziej przenikliwi konserwatyści dostrzegają, że takie wciskanie JPII i okolic raczej zlaicyzuje młodych Polaków, niż ich uodporni na pokusy „neomarksizmu”.

Też bym się pewnie tym przejmował, gdybym nie był mądrzejszy niż moja studencka wersja. Raz, że Czarnek jest nie po to, żeby coś realnie zmieniać w polskiej szkole, ale po to, żeby irytować liberałów i być pisowską przeciwwagą dla prawicowych ultrasów z Solidarnej Polski. Dwa, że MEN może sobie robić krucjatę przeciwko „lewactwu” w szkole, a zanim krucjata zejdzie do szkół, miną wieki a i nauczyciele raczej się jej nie tak łatwo poddadzą. MEN sobie, życie sobie.

No i wreszcie pamiętam doskonale, jak się skończyła rewolucja Giertycha. On, jak Czarnek, uparł się, żeby listę lektur stworzyć na swój endecki obraz i podobieństwo, ale ledwie zdążył podpisać odpowiedni ukaz, rząd się rozsypał, a kilka miesięcy później rządziła już PO. Jeśli prawdą jest to, co mówił Marks, że historia powtarza się jako farsa, to konserwatywny przewrót Czarnka skończy się, zanim na dobre się zacznie.

Express Biedrzyckiej - Michał Kamiński: Albo PiS się dostosuje, albo wyjdziemy z UE