Daj łapówkę, to nie pójdziesz siedzieć!

2016-05-05 4:00

Sędzia był panem i władcą na Kaszubach! Wystarczyło zapłacić mu pieniądze, by załatwić sobie odroczenie wyroku albo całkiem uniknąć więzienia. Bo jak twierdzi prokuratura, Janusz K. (57 l.), przewodniczący wydziału karnego w Sądzie Rejonowym w Kościerzynie, brał łapówki. Oskarżony osiem lat temu, wciąż nie został osądzony i w najlepsze pobiera 65 proc. pensji, czyli blisko 6 tys. zł miesięcznie!

Reporterzy "Uwagi!" TVN dotarli do Mariana T., przedsiębiorcy z Kościerzyny, który przez dziesięć lat opłacał sędziego K., żeby nie pójść do więzienia. Gdy sprowadził z Niemiec margarynę, zaniżył wartość towaru, za co został skazany na karę trzech i pół roku bezwzględnego więzienia. Ale od odsiadki uratował go sędzia K.

- Powiedział mi: dasz 35 tysięcy i będziesz miał sprawę rozwiązaną - relacjonuje przedsiębiorca. - Ale po dwóch-trzech latach dostałem pismo, że mam iść siedzieć. Więc poszedłem do niego z tym pismem. Powiedział, że nic nie robi za darmo i trzeba dalej płacić - tłumaczy Marian T. Mimo prawomocnego wyroku nie trafił do zakładu karnego, bo sędzia Janusz K. odraczał wykonanie kary.

Mieszkańcy Kościerzyny powszechnie wiedzieli, że z sędzią wszystko można załatwić. Nazywali go "Szeryfem".

- W 2000 r. domagał się od mojego męża 10 tysięcy za załatwienie łagodnego wyroku w jednej sprawie. Zdębiałam, gdy mąż mi o tym powiedział. Nie zgodziliśmy się na łapówkę. Pojechałam za to do Centralnego Biura Śledczego do Gdańska i o wszystkim opowiedziałam - mówi Marlena Sykutera (45 l.) z Kościerzyny.

W 2008 r. Janusz K. został zatrzymany. Chronił go immunitet i dopiero po kilku miesiącach można było postawić mu zarzuty korupcyjne. Został wtedy zawieszony w pełnieniu obowiązków, bo rzecznik dyscyplinarny nie zdecydował się na wniosek o wydalenie z zawodu. Skutek? Mógł dalej pobierać sędziowskie uposażenie.

Po czterech latach procesu sędziego skazano na pięć lat więzienia, ale sąd wyższej instancji kazał ponownie rozpatrzyć sprawę. Powód? Proces został zbyt szybko zamknięty i K. nie miał czasu na przygotowanie mowy końcowej. Teraz sprawa toczy się od początku. - Oskarżony być może wykorzystuje wszystkie możliwości obrony, ale ma do tego prawo - wyjaśnia Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.

Sąd, orzekając w tej sprawie, obniżył Januszowi K. wynagrodzenie o 35 proc. To oznacza, że miesięcznie wciąż dostaje blisko 6 tys. zł. - Jak każdy obywatel, jest chroniony domniemaniem niewinności. Na razie nie został skazany, czyli jest osobą niekaraną. Dopóki nie zostanie usunięty z zawodu, zapewne będzie to wynagrodzenie otrzymywał - tłumaczy Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. 

Zobacz także: Wielkopolskie. Żąda spadku po żonie, którą zabił!