Nie bardzo wierzę, że udało im się przekonać swoich przeciwników. Na domiar złego była fatalnie prowadzona. Ja jednak się cieszę, że do niej doszło. W niebywały sposób obnażyła ona miałkość obecnej opozycji.
W debacie uczestniczył przedstawiciel rządu PO-PSL i przedstawiciel liberalnych ekonomistów, który de facto reprezentował opinię dużej części liberalnego elektoratu PO. Można więc powiedzieć, upraszczając to nieco, że było to starcie dwóch skrzydeł tej samej Platformy. A gdzie głos dwóch wielkich partii opozycyjnych w tak ważnej dla wszystkich kwestii, jak emerytury? Dlaczego żaden ekonomista związany z SLD i PiS nawet nie próbował pretendować do uczestnictwa w tej debacie? Odpowiedź na te pytania jest równie prosta, co smutna. Bo ani SLD, ani PiS - partie, które mają poważne plany przejęcia władzy za kilka miesięcy - nie posiadają intelektualnego zaplecza zdolnego do podjęcia ekonomicznej debaty. Są miałkie. Ich liderom łatwiej rozdawać jabłka pod zakładami pracy czy w blasku fleszy kupować horrendalnie drogi cukier, niż mieć pomysł na deficyt budżetowy, OFE czy emerytury.