Kończy się rok 2021 r., w którym inflacja wystrzeliła na poziom nieznany od ponad 20 lat. Przyczyn tego zjawiska było wiele i nie jest prawdą, że zawiniła tylko Rosja windując ceny surowców. Ekonomista Marek Zuber od dawna podkreśla, że wysoka inflacja pojawiła się już w 2019 r. i tylko z powodu pandemii i lockdownu w 2020 r. chwilowo spowolniła. Dała się nam za to we znaki w tym roku ze zdwojoną siłą. Niektóre produkty żywnościowe, jak pieczywo jest już droższe o 20 proc. niż przed rokiem. Kiedy się skończy drożyzna?
Ryszard Petru odpalił bombę! W PiS aż się zagotują
– Szczyt inflacji będzie najpewniej na początku 2022 r. Nie spodziewam się, że będzie później spadać. Rząd założył inflację średnioroczną 3,4 proc., więc chyba zakłada 10 proc. na początku 2022 – zastanawia się Zuber. – Rząd z jednej strony roztacza tarczę antyinflacyjną, a z drugiej podejmuje działania z Polskiego Ładu, które inflację napędzą. 70 proc. z nas dostanie więcej pieniędzy (więcej zostanie w ich portfelach), co oznacza, że więcej wydamy na konsumpcję. A po drugie, część Polaków, która traci na Polskim Ładzie przerzuci koszty na klientów. Spodziewam się zatem inflacji grubo na poziomie 5 proc. w 2022 r., a w tym roku na poziomie ponad 6 proc. W kolejnym roku (2023) inflacja osiągnie przedział na poziomie 1,5-3 proc. i to raczej dopiero pod koniec roku – komentuje Marek Zuber.