Leszek Miller

i

Autor: Tomasz Radzik/Super Express

Dramat Leszka Millera. To mogło skończyć się tragicznie. "Prosto z lewej"

2022-01-26 5:20

W najnowszym felietonie Leszek Miller nawiązuje do osobistej historii, ale nie tylko. Zapraszamy do czytania! "Podczas ostatniego lotu do Brukseli przydarzyła się nam dekompresja. Musieliśmy lądować najszybciej jak to możliwe. Wypadło na Dusseldorf. Jak było w środku wiedzą państwo z pierwszej ręki, bo reporter Biedroń wszystko nagrał i opowiedział. W sumie nikt się nawet za bardzo nie wystraszył, choć miło nie było" - napisał Miller.

Dekompresja

Podczas ostatniego lotu do Brukseli przydarzyła się nam dekompresja. Musieliśmy lądować najszybciej jak to możliwe. Wypadło na Dusseldorf. Jak było w środku wiedzą państwo z pierwszej ręki, bo reporter Biedroń wszystko nagrał i opowiedział. W sumie nikt się nawet za bardzo nie wystraszył, choć miło nie było.

W każdym razie znacznie ciekawiej zapowiadają się skutki politycznej dekompresji w obozie władzy, coraz bardziej widoczne. Pierwszy zmowę milczenia przełamał były oficer ochrony, uczestnik słynnego wypadku, w którym brała udział premier Szydło. Wszyscy pamiętają, że bardzo szybko oznajmiono, iż sprawcą był młody kierowca Seicento, który rzekomo na skutek nieprzestrzegania przepisów zaplątał się pod rządowe koła. Po latach wspomniany oficer ochrony przyznał, że to kolumna wioząca panią premier poruszała się nieprzepisowo – mianowicie bez włączonych sygnałów dźwiękowych. Dotąd wszyscy solidarnie utrzymywali, że przepisów przestrzegali. Pani premier też z tego chóru się nie wyłamała, gwałcąc przy okazji ósme przykazanie – to o „mówieniu fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Dla takiej plakatowej córy kościoła to musiało być bolesne doznanie. Teraz nadchodzi czas spowiedzi i żalu za grzechy.

Życia w łgarstwie nie wytrzymał też sędzia Arkadiusz Cichocki, jeden z bohaterów słynnej „afery hejterskiej”. Jak pamiętamy pod skrzydłami Min. Sprawiedliwości istniała grupa bardzo wpływowych urzędników, sędziów, którzy w mediach społecznościowych organizowali nagonki na kolegów krytykujących ziobrową reformę sądownictwa. Byli bezwzględni, świadomie niszczyli ludziom kariery. Sędzia Cichocki był jednym z nich - zbierał „haki” na sędzię z Poznania, co przyznał przed kamerą. Potwierdził to, czemu od trzech lat główni macherzy tej afery stanowczo zaprzeczali i zgrywali pokrzywdzonych pomówieniami. Sędzia Cichocki przeprosił swoją ofiarę, a także byłą prezes SN, Małgorzatę Gersdorf, bo i wobec niej miał wyrzuty sumienia.

I jeszcze Jarosław Gowin. Były wicepremier wyzdrowiał i opowiedział jak mu się współrządziło z PiS-em i jak bardzo Kaczyński jest zdeterminowany, żeby władzy nie oddać. Rozumie, że nie uniknie wtedy rozliczenia wszystkich afer, przestępstw i oszustw. Tak bardzo się tego boi, że gdy tysiące kobiet demonstrowało w proteście przeciwko pozbawianiu ich praw, gotów był wprowadzić na ulice wojsko, co też Gowin potwierdził.

I pomyśleć, że do niedawna PiS był źródłem wszelkiego dobra, a sam prezes słoneczkiem obdarzającym Polskę ciepłem i światłem. Tymczasem, jeśli już, to bardziej trafne jest porównanie do księżyca, a zwłaszcza do jego drugiej, ciemnej strony.

Express Biedrzyckiej - Katarzyna Lubnauer: Prezydent nie dał się nabrać na kłamstewka Czarnka