logo google

i

Autor: archiwum se.pl

Google znowu ponad prawem! - pisze Sammy Ketz, korespondent wojenny i dziennikarz AFP

2019-10-23 11:15

24 września miało we Francji wejść prawo uchwalone przez Unię Europejską, dzięki któremu internetowi giganci mieli zacząć dzielić się swoimi dochodami z twórcami, których treści wykorzystują. Nie wejdzie. Pisze o tej sytuacji Sammy Katz, znany dziennikarz i korespondent wojenny AFP. Google postanowiło mieć prawo gdzieś. Zaproponowało szantaż: albo się podporządkuje, ale zacznie manipulować swoją przeglądarką, albo media, twórcy i politycy „dobrowolnie” z prawa zrezygnują. Największe koncerny internetowe narzucają swoją wolę światu. Polsce, która bez oporów rezygnuje z podatku cyfrowego. I, jak widać, innym krajom. Ogon merda psem. Kraje Unii nie są w stanie egzekwować uchwalanego przez siebie prawa. Trudno lepszą definicję kryzysu i bycia pośmiewiskiem.

Ten dzień, czwartek 24 października, mógł stać się wielką datą w historii internetu. Po wejściu w życie we Francji europejskiej dyrektywy o prawach pokrewnych, prasa miała po raz pierwszy zacząć otrzymywać wynagrodzenie za treści, które tworzy i które są publikowane przez Google, Facebook i inne platformy internetowe.

My, dziennikarze, od dawna walczyliśmy o ten dokument - ponieważ praca nad informacją dobrej jakości kosztuje drogo, ponieważ obecna sytuacja, w której Google zgarnia największą część dochodów z reklamy generowanych przez informacje wykorzystywane przez tę wyszukiwarkę, jest nie do utrzymania i z każdym rokiem pogrąża ona prasę w coraz głębszym kryzysie.

Parlament europejski przegłosował dyrektywę na wiosnę, parlament francuski wpisał ją we francuskie prawo niemal jednogłośnie tego lata. A mimo to okazuje się, że ten tak oczekiwany dokument może zostać pozbawiony znaczenia, zanim nawet wejdzie w życie.

Odrzucając możliwość jakiejkolwiek negocjacji, Google cynicznie zaproponował mediom oszukańczy wybór: albo dadzą one Google carte blanche rezygnując z jakiejkolwiek rekompensaty, co oznacza, że aktualny darmowy model zostałby utrzymany a one skazane na powolną śmierć, która już przecież wyludnia redakcje tak w Europie jak w Stanach Zjednoczonych, albo odmówią i nadal będą domagać się zapłaty ale za to grozić im będą poważne represje - widoczność ich treści zostanie zmniejszona do minimum! Nie będzie już ani zdjęć, ani tekstów, a kiedy internauta zacznie szukać informacji, ukaże mu się tylko fragment tytułu i nic więcej.

Dla mediów oznacza to samobójstwo, ponieważ, żeby wejść na stronę jakiegoś medium, internauta zmuszony jest przejść przez wrota Google. Inne wyszukiwarki są zbyt słabe. Wydawcy mediów są tego świadomi. Nie mają oni przecież środków finansowych, żeby wytrzymać ogromny spadek odsłon na ich stronach, który taka sankcja spowoduje.

Google lekceważy prawo wykorzystując jego niuanse, żeby pogwałcić jego ducha. Przypomina to sposób, w jaki amerykański gigant internetu zbudował systemy finansowe, dzięki którym unika płacenia podatków na całym świecie. Kieruje w ten sposób kolejny wulgarny i obraźliwy gest w stronę obrońców suwerenności narodowej i europejskiej.

Google pragnie udowodnić, że władze państwowe nie są w stanie uregulować działalności platform internetowych, pragnie zmusić media do uległości i narzucić im model gospodarczy oparty na zasadzie nieodpłatności za treści. Afiszuje się jednocześnie ze swoimi wspaniałomyślnymi subwencjami na rzecz innowacji w dziedzinie mediów, choć są to przecież nędzne grosze w budżecie firmy, której obroty wynoszą 140 miliardów dolarów.

W epoce, w której kampanie dezinformacyjne zalewają internet i media społeczne, kiedy niezależne dziennikarstwo jest atakowane w wielu krajach Unii Europejskiej, rezygnacja z oporu doprowadziłaby do katastrofy.

Wzywamy decydentów państwowych do kontrataku. Muszą oni wzmocnić teksty ustaw, żeby Google nie mógł ich omijać, muszą użyć wszelkich środków, żeby walczyć z nadużywaniem pozycji dominującej. Z naszej strony apelujemy do opinii publicznej i będziemy kontynuować tę walkę, bo chodzi tutaj o obronę niezależnych, pluralistycznych mediów, a idąc dalej, o obronę żywotności naszej demokracji.