Jan Paweł II i opieka która nigdy się nie kończy

2008-10-16 4:00

Miałem 10 lat, gdy Karol Wojtyła został papieżem. Pamiętam to bardzo dokładnie. Jesienny wieczór, atmosferę ogólnego zdumienia i wielkiej dumy.

Pamiętam też, że wszyscy dorośli, także moi rodzice, wiązali z tym wydarzeniem jakieś wielkie, nieokreślone nadzieje. Nikt nie wiedział dokładnie, jakie to miałyby być nadzieje, co konkretnie dla nas, Polaków żyjących w kraju totalitarnym, miałoby wynikać z tego, że polski kardynał będzie następcą świętego Piotra. Wszyscy wiedzieli jednak, że wyniknie z tego bardzo wiele.

Ja, tak po dziecięcemu, tłumaczyłem sobie, że w odległym Watykanie będziemy mieć teraz kogoś, kto będzie się nami bardzo opiekował i na pewno nie da nam zrobić krzywdy. Dziesięciolatek nie musiał precyzować sobie, na czym ta troska miałaby polegać. Wiedziałem i czułem, że jakaś nadprzyrodzona opieka jest, i że będzie. I tak właśnie się działo.

Nasz papież czuwał nad nami przez wszystkie lata swojego pontyfikatu, a w jego słowach kryły się proroctwa. Nie da się zapomnieć fragmentu homilii Jana Pawła II w Warszawie w 1979 roku: "Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi, tej ziemi". Te słowa dodawały siły w walce o godność i wolność. Kilka lat później oblicze polskiej ziemi zmieniło się nie do poznania. Może także z powodu apelu Jana Pawła II do wszystkich Polaków: "Nie lękajcie się". To też była część opieki nad nami wszystkimi. Opieki, która nigdy się nie skończy.