Konferencja ministra zdrowia Adama Niedzielskiego 24.02.2021. Nowe obostrzenia [RELACJA NA ŻYWO]

i

Autor: Fot. Adam Guz/ Instagram KPRM Konferencja ministra zdrowia Adama Niedzielskiego 24.02.2021. Nowe obostrzenia [RELACJA NA ŻYWO]

Uczniowie powinni wrócić do szkół? "To dla dobra dzieci" - mówi minister zdrowia [SEDNO SPRAWY]

2021-01-12 13:05

Czy na koronawirusa będziemy musieli się szczepić co roku? "To duży znak zapytania. Nie znam wypowiedzi, która pan redaktor cytuje, ale na razie zakładamy, że jednak ta odporność będzie dłuższa, bo mówimy w takim optymistycznym scenariuszu o dwóch latach. Z drugiej jednak strony możliwy jest też scenariusz, według którego dokonuje się mutacja koronawirusa, która wychodzi poza zakres oddziaływania szczepienia. Wtedy na tej samej zasadzie jak z grypą, trzeba będzie się regularnie szczepić co rok" - mówi w rozmowie z Radiem Plus minister zdrowia, Adam Niedzielski.

Radio Plus: - Czy ogłoszony pod koniec listopada plan walki z pandemią, tzw. „100 dni solidarności” jest aktualny?

Adam Niedzielski: - To jest jak najbardziej aktualne, ale może warto powiedzieć kilka słów, jaką rolę to pełni.

- Jaką?

- Funkcją tego planu jest podanie orientacyjnego sposobu podejmowania decyzji. Bieżąca sytuacja pokazuje jednak , że nie można wszystkiego sprowadzić do jednego parametru w postaci dziennej liczby zakażeń. Spójrzmy bowiem na pewną rozbieżność, która jest między tym, co się dzieje w Polsce, a tym co jest w Europie. Wielka Brytania już odczuwa trzecią falę pandemii. Dzienna liczba zakażeń to ok. 60 tys. dziennie. We Francji mamy ich 15 tys., w Niemczech 12 tys. Czechy, Słowacja zaostrzają swoje restrykcje, a u nas jest stabilizacja. Na szczęście. Liczba zakażeń jest zaskakująco niska, bo wynosi ledwie 5 600 zakażeń. A to jest liczba już nie weekendowa, tylko liczba z poniedziałku.

- Nie oznacza to, że powinniśmy mieć w Polsce żółtą strefę?

- Jeżeli byśmy się ograniczyli w naszej analizie wyłącznie do tego jednego parametru, to rzeczywiście taka decyzja byłaby podejmowana. Natomiast jesteśmy teraz w sytuacji, gdy musimy uwzględnić inne informacje - te dotyczące tego, co się w naszym otoczeniu dzieje. Trudno bowiem przypuszczać, że Polska będzie zieloną wyspą na tle ewentualnie rozpędzającej się pandemii w Europy.

- Czyli spodziewacie się po prostu, że za chwilę może być w Polsce tak źle, jak jest w wymienionych przez pan krajach?

- Musimy to brać pod uwagę. Ograniczenie się wyłącznie do liczby dziennych zakażeń przy lekceważeniu tak ważnej informacji byłoby po prostu nieracjonalne.

Sedno Sprawy - Adam Niedzielski

- W poniedziałek w Senacie mówił pan, że jeśli chodzi o powrót uczniów do szkół, brane są dwa warianty jeżeli chodzi o szkoły: przedłużenie nauczania zdalnego albo otwarcie szkół dla najmłodszych w tych województwach, gdzie jest najmniej zakażeń. Kilka godzin później poinformował pan, że w całej Polsce klasy 1-3 wracają do normalnego nauczania. Co się wydarzyło w tym czasie, że pojawił się wariant trzeci?

- Ta dyskusja w gruncie rzeczy trwa od zeszłego tygodnia. W piątek odbyło się posiedzenie Rady Medycznej, na którym zastanawialiśmy się w zasadzie nad dwoma scenariuszami: otworzenia szkół w całej Polsce, bądź ograniczenia się tylko do wybranych województw, gdzie sytuacja epidemiczna jest najlepsza. Oba te scenariusze wychodziły na przeciw pewnemu poczuciu, że każda decyzja przedłużająca nauczanie zdalne to ogromny koszt również dla dzieci. Koszt polegający na braku możliwości uczestniczenia w normalnej edukacji, przebywania w grupie rówieśniczej. To są rzeczy, które są bardzo ważne w rozwoju i psychorozwoju dziecka. Biorąc pod uwagę stosunkowo najniższe ryzyko, jeżeli patrzymy na różne grupy wiekowe, chorowania i konsekwencji z tym związanych chcieliśmy dopuścić do kształcenia stacjonarnego klas 1-3.

- Ale skąd decyzja, by jednak nauczanie stacjonarne tych klas wróciło w całej Polsce?

- Pierwotnie rzeczywiście pomysł był taki, żeby ograniczyć się do tych dwóch województw - świętokrzyskiego i małopolskiego - ale zastanowiliśmy się nad tym i dodatkowo w ciągu dnia braliśmy pod uwagę to, że rozwinęliśmy proces testowania nauczycieli w całym kraju. Będziemy mieli w ciągu tego tygodnia informacje o tym, jaki jest poziom zakażeń w grupie nauczycieli i mam nadzieję, że za 2-3 tygodnie wrócimy do tego testowania, żeby zobaczyć jaki jest skutek pandemiczny powrotu dzieci do szkół.

- Czyli za 2-3 tygodnie nauczyciele będą testowanie jeszcze raz?

- Myślimy o takim projekcie. Z premierm i ministrem Czarnkiem rozmawiamy o tym, by zweryfikować potem, jaki był skutek epidemiczny. Biorąc pod uwagę to testowanie w całym kraju i stosunkowo niskie ryzyko związane z powrotem dzieci z klas 1-3 do szkół, doszliśmy ostatecznie do wniosku, że zdecydujemy się na otworzenie szkół w całej Polsce.

- Kolejny krok to będą klasy maturalne i klasy 8 przygotowujące się do egzaminów?

- Nie chciałbym przekazywać definitywnych informacji, bo pandemia zaskakuje nas wszystkich. Dużo mniejsza liczba zakażeń w porównaniu z poprzednimi tygodniami wskazywałaby w gruncie rzeczy, że zwiększone zachorowania, z którymi mieliśmy do czynienia po świętach, to była pewna kumulacja odmrożonych badań, a nie początek nowej fali zachorowań. To wszystko jednak wymaga pewnego czasu na potwierdzenie.

- Odpowiedzialny za szczepienia minister Dworczyk mówił, że wszystko wskazuje na to, że szczepić będziemy musieli się co roku. Faktycznie szczepionka na tak krótki czas może dawać odporność?

- To duży znak zapytania. Nie znam wypowiedzi, która pan redaktor cytuje, ale na razie zakładamy, że jednak ta odporność będzie dłuższa, bo mówimy w takim optymistycznym scenariuszu o dwóch latach. Z drugiej jednak strony możliwy jest też scenariusz, według którego dokonuje się mutacja koronawirusa, która wychodzi poza zakres oddziaływania szczepienia. Wtedy na tej samej zasadzie jak z grypą, trzeba będzie się regularnie szczepić co rok.

- W październiku, listopadzie i grudniu w Polsce zmarło ok. 26 tys. osób zakażonych korona wirusem, ale śmiertelność była ponad dwukrotnie wyższa w tym czasie. Z mapy Polski zniknęło powiatowe miasto. Potrafi pan powiedzieć dlaczego?

-To bardzo skomplikowana w sensie przyczyn sprawa. Oczywiście, mieliśmy nakładającą się na falę pandemiczną falę zgonów. Te zgony były związane oczywiście w bardzo dużej części z covidem ale były związane z nim nie tylko bezpośrednio. Po pierwsze, bardzo często przechorowanie covidu z punktu widzenia osób, które miały choroby współistniejące oznaczało dalsze osłabienie organizmu, pogłębienie stanu pierwotnej choroby, która przed pojawieniem się covidu obciążała organizm pacjenta, co, niestety, doprowadzało do szybszej śmierci, która nie była klasyfikowana jako zgon covidowy.

- Ale czy rząd wie, dlaczego tak się stało i czy zostaną podjęte jakieś działania, by służba zdrowia była dostępna także dla innych pacjentów, by do tych dramatów, tych tysięcy nadprogramowych zgonów nie dochodziło?

- Aby tego uniknąć, zrobiliśmy przede wszystkim dwie rzeczy. Poszliśmy bardziej odważnie w kierunku odmrażania służby zdrowia. W zeszłym tygodniu NFZ wydał zalecenie, dotyczące przywracania zabiegów planowych, które były ograniczone przed drugą falą epidemii. Przywracamy też łóżka z systemu covidowego. Dzisiaj mamy 32 tys. łóżek poświęcone na covid, podczas gdy w szczytowym momencie było ich 40 tys. Jednym słowem 8 tysięcy łóżek zostało przywróconych do systemu. Jeżeli natomiast analizujemy przyczyny samych zgonów covidowych, najczęściej wskazywaną przyczyną była zbyt późna hospitalizacja. Dlatego wprowadziliśmy system domowej opieki medycznej, w ramach którego już w tej chwili jest zarejestrownych ponad 100 tys. ludzi i mniej więcej 20 tys. przesyła regularnie swoje pomiary i Centrum Monitoringu, które te pomiary analizuje, podejmuje decyzje dotyczące transportu pacjenta do szpitala w przypadku pogarszających się parametrów.

Rozmawiał Jacek Prusinowski