Kamil Durczok przeżył prawdziwe chwile grozy. Był rok 2008, studio TVN. Praca jak zwykle – na najwyższych obrotach. Nagle coś się zaczęło dziać. Serce zaczęło bić coraz szybciej, oddech stawał się coraz krótszy. W końcu pojawił się ból, zlokalizowany pod mostkiem. Objawy mogły wskazywać na zawał. Koledzy z redakcji zareagowali natychmiast. Karetka szybko pojawiła się pod budynkiem i zawiozła Kamila Durczoka do szpitala. Lekarze na szczęście wykluczyli zawał, ale dziennikarz musiał zostać na noc na oddziale. - Ostatnio miałem zbyt dużo pracy. Dajmy 40-latkowi prawo do takich sercowych kłopotów – mówił lekceważąco, pytany o tę sytuację. - To z przemęczenia, po prostu ostatnio miałem za dużo pracy. Przygotowuję wydania <Faktów> na wybory prezydenckie w USA. 4-5 listopada będziemy nadawać na żywo z Waszyngtonu - tłumaczył w „Fakcie” ówczesny gwiazdor TVN.
NIE PRZEGAP: Kamil Durczok nagle znika, napisał pożegnanie. Nikt nie wie, co się wydarzyło
Niestety, nie był to jedyny raz, gdy dosięgły go zdrowotne kłopoty. - Zamknąłem się w domu. Wychodziłem tylko zarośnięty, w kapturze i ciemnych okularach. Czwarte lądowania na oddziale kardiologii. Rachunek za fantastyczne, kolorowe życie, które wiodłem przed kamerami – mówił w 2016 roku w Vivie, tuż po wybuchu afery z tygodnikiem „Wprost”. Jakiś czas temu Durczok znowu trafił do szpitala. Przyczyna nie jest znana, ale wiadomo, że konieczna była transfuzja krwi. Teraz Durczok odgraża się, że niebawem wróci ze zdwojoną siłą.