Karol Karski

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Karol Karski: Euro w interesie Niemiec

2019-04-15 5:00

Nominalnie euro jest walutą kilkunastu krajów UE, ale faktycznie działania Europejskiego Banku Centralnego są nakierowane na najsilniejszą gospodarkę Unii, czyli Niemcy, i częściowo na Francję. Decyzje EBC nie biorą jednak pod uwagę interesu gospodarek obrzeży, o czym boleśnie przekonały się Grecja, Włochy czy Portugalia - mówi o wspólnej europejskiej walucie europoseł PiS, Karol Karski

„Super Express”: – Na sobotniej konwencji PiS straszył Polaków euro. Twierdzicie, że to zło wcielone, czyż przyjęcie wspólnej waluty nie jest w żywotnym interesie Polski?
Prof. Karol Karski: – (śmiech) Najlepszym rozwiązaniem byłoby przyjęcie złotówki w całej Unii Europejskiej. Dziś bowiem to strefa naszej waluty jest strefą dynamicznego wzrostu.
– To political fiction, a rzeczywistość ekonomiczna i polityczna wygląda tak, że UE staje się coraz bardziej strefą euro. To wokół niej Wspólnota będzie się integrować. Dlaczego więc Polska miałaby w tym procesie nie uczestniczyć?
– Na wymianie pieniądza zawsze korzysta ten, kto emituje ten pieniądz, a nie ten, kto go wydaje. Badania przeprowadzane we wszystkich krajach, w których euro wprowadzono, pokazują, że siła nabywcza pieniądza zmalała już w ciągu pierwszego miesiąca o ok. 30 proc. O tyle mniej można kupić. O 1/3 maleją de facto oszczędności i wynagrodzenia. Najwięcej tracą na tym ci, którzy zarabiają najmniej, a wydają najwięcej na produkty pierwszej potrzeby. Przykład Litwy pokazuje, że kiedy jedzenie drożeje, próbuje się to równoważyć, wpisując do koszyka zakupów taniejące lokomotywy.
– Są jednak argumenty, że przyjęcie euro będzie impulsem rozwojowym dla polskiej gospodarki. A wiadomo, że najczęściej kiedy rośnie gospodarka, rosną pensje.
– Polska gospodarka w przeciwieństwie do strefy euro doskonale się rozwija. To po pierwsze. Po drugie, przyjęcie euro to utrata kontroli NBP nad decyzjami dotyczącymi naszej gospodarki, ostateczna i bezpowrotna utrata suwerenności Polski w sferze ekonomicznej. Nominalnie euro jest walutą kilkunastu krajów UE, ale faktycznie działania Europejskiego Banku Centralnego są nakierowane na najsilniejszą gospodarkę Unii, czyli Niemcy, i częściowo na Francję. Decyzje EBC nie biorą jednak pod uwagę interesu gospodarek obrzeży, o czym boleśnie przekonały się Grecja, Włochy czy Portugalia. To tak, jakby NBP podejmował swoje decyzje w oparciu wyłącznie o interesy Warszawy, zupełnie pomijając Białystok czy Przemyśl.
– Można uznać, że skoro polska gospodarka jest tak bardzo powiązana z niemiecką, to to, co dobre dla Niemiec, jest dobre także dla Polski. W takim wypadku EBC działałby też w naszym interesie.
– Tyle, że polska gospodarka rozwija się lepiej od niemieckiej i – jak powiedziałem – to strefa złotego jest strefą dynamicznego wzrostu. Musimy też zresztą pamiętać o uwarunkowaniach konstytucyjnych. Nasza ustawa zasadnicza mówi, że naszą walutą jest polski złoty.
– A to jest akurat najmniejszy problem. Odrobina woli politycznej wystarczy, by zapisy konstytucji zmienić.
– Takiej woli jednak dziś nie ma. Chodzi bowiem o dobro Polski, Polaków i polskiej gospodarki. Z prawnego punktu widzenia jesteśmy dziś w takiej sytuacji jak Szwecja, która też zobowiązała się – jak Polska, bez określania terminu – przyjąć euro, ale do dziś tego nie zrobiła. Kiedyś, kiedy nasza gospodarka będzie na poziomie niemieckiej, warto będzie to rozważyć. Nie można jednak europejskości sprowadzać do przyjęcia wspólnej waluty. Dla nas europejskość to zrównanie polskich pensji z tymi na zachodzie UE.
– Oprócz argumentów ekonomicznych za przyjęciem euro są też argumenty polityczne. Bez strefy euro Polska pogłębi tylko swoją polityczną peryferyjność, bo jak wspomnieliśmy na początku, to najpewniej wokół niej będzie integrować się Unia. Stać nas na to, żeby być poza tym procesem?
– Lepiej być strefą dynamicznego wzrostu z własną walutą niż peryferyjnym rynkiem zbytu strefy euro, w której rozwija się centrum, a obrzeża są gospodarczo drenowane. Będąc taką gospodarką peryferyjną, trudno myśleć o tym, żeby być podmiotem politycznym. Dziś własna waluta nie tylko gospodarczo, ale i politycznie Polsce się bardziej opłaca.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Nasi Partnerzy polecają