Konstanty Radziwiłł - minister zdrowia

i

Autor: Artur Hojny Konstanty Radziwiłł - minister zdrowia

Konstanty Radziwiłł dla SE: Możecie nazywać mnie zderzakiem [WYWIAD]

2019-04-09 10:58

Ja nie będę takim europosłem. Mnie interesują np. bezpieczeństwo żywności, polityka lekowa, antytytoniowa, uznawanie kwalifikacji, bezpieczeństwo krwi i narządów do przeszczepu. Do tej pory niewielu polskich europosłów interesowało się tematami służby zdrowia. Zresztą przeszkadza mi to, że nasi rywale idą do europarlamentu bez żadnej sensownej propozycji, a jedynie z hasłem: odsunąć PiS od władzy - powiedział w rozmowie z Super Expressem były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.

- „Super Express”: - Możemy już zdradzić, dlaczego przestał pan być ministrem zdrowia?

- Konstanty Radziwiłł: - (śmiech) Proszę o to zapytać moich szefów.

- Przyszedł premier i po prostu stwierdził: od dziś wolę pana Szumowskiego?

- Polityka to taka dziedzina, w której liczą się nie tylko merytoryczne względy, ocena działania ministra, ale także sprawy PR. Nie spotkałem się z merytoryczną krytyką ani premiera, ani władz PiS.

- Ale z inną się pan spotkał?

- Były pewne kwestie wizerunkowe, związane z notowaniami PiS i rządu. I tu bym upatrywał powodów. Dotyczyło to zresztą nie tylko mnie, ale wielu ministrów, którzy byli wymieniani w ostatnich latach.

- Czyli użyto pana, jak to określił kiedyś Lech Wałęsa jako „zderzaka”.

- Czy ja wiem? Jeżeli ktoś chce mnie nazywać „zderzakiem” to proszę bardzo. Ważne, że zrealizowaliśmy program PiS. Udało się wiele rzeczy, z których jestem dumny. Zatrzymanie prywatyzacji szpitali, bezpłatne leki dla seniorów, sieć szpitali itd. Część rzeczy wchodzi etapami, jak ustawa o 6 proc. PKB nakładów na służbę zdrowia do 2024. Nie będzie odważnego, który by to po nas zablokował.

- I teraz europarlament? Nie za wcześnie na emeryturę polityczną?

- W tym pytaniu są dwa błędne założenia. Po pierwsze nie jestem politykiem w takim sensie partyjno-politycznym. Zawsze byłem w niej w charakterze eksperckim. I chciałbym, żeby obecność w europarlamencie też taka była. Po drugie obecność w europarlamencie to nie jest emerytura…

- Dla wielu jest. No, może 5-letnie dobrze płatne, ale niezbyt istotne i zobowiązujące zajęcie. Tak postrzega to wielu wyborców głosując nogami, frekwencja jest niska.

- Nie musi tak być…

- Ale jest. Co poradzić.

- Widzi pan, to zależy właśnie od tego kto do europarlamentu trafi. Przez trzy lata byłem przewodniczącym federacji organizacji lekarskich w Europie i na bieżąco uczestniczyłem w pracach instytucji europejskich. I wiem, że w Unii zapada mnóstwo decyzji, także w dziedzinie ochrony zdrowia. W Polsce nie mamy nawet świadomości, że 70-80 proc. decyzji dotyczących naszego kraju zapada poza Polską. My to tylko implementujemy. I trzeba zmienić to, że nasz nasz wpływ, jako Polski bywał znikomy.

- Nadal będzie znikomy. Główne decyzje zapadają w Radzie Europejskiej i Komisji…

- Muszę zaprotestować. Jest trilog z udziałem europarlamentu, Rady i Komisji, w którym się negocjuje przepisy.

- Rzeczywiście jakiś czas temu zwiększono kompetencje europarlamentu, bo wcześniej to był demokratyczny kwiatek do kożucha. W trilogu europarlament wciąż jednak prawie niczego nie inicjuje...

- Tak, ale ma sporo do powiedzenia i bez jego zgody Rada i Komisja nie mogą niczego zrobić.

- Ok, ale z ręką na sercu - czy europosłów PiS będzie 26, a Koalicji Europejskiej 22, czy będzie odwrotnie, to dla Polski bez znaczenia.

- Bo tu ważne są szczegóły, to kto znajdzie się w gronie europosłów. Czy ludzie, którzy pójdą tam na ciepłe posadki, albo zaprzyjaźniać się z silnymi postaciami, by być wasalami ich interesów? Czy jednak tacy, którzy będą mogli zając merytorycznie stanowisko i bez strachu walczyć o polski interes. Unia to nie jest superpaństwo, tylko umowa, w ramach której negocjuje się swoje interesy.

- I wśród europosłów PiS nie będzie tych na ciepłe posadki?

- Ja nie będę takim europosłem. Mnie interesują np. bezpieczeństwo żywności, polityka lekowa, antytytoniowa, uznawanie kwalifikacji, bezpieczeństwo krwi i narządów do przeszczepu. Do tej pory niewielu polskich europosłów interesowało się tematami służby zdrowia. Zresztą przeszkadza mi to, że nasi rywale idą do europarlamentu bez żadnej sensownej propozycji, a jedynie z hasłem: odsunąć PiS od władzy.

- Dlaczego? Może właśnie to interesuje ich wyborców?

- To jest program dla Europy? Rozumiem, że ten brak uczciwości opozycji w mówieniu o swoich poglądach wynika np. z tego, że wyborców PSL wystraszyłyby informacje o poglądach innych uczestników Koalicji Europejskiej, ale to niepoważne.

- Każde duże ugrupowanie idzie na jakieś kompromisy i coś przemilcza. PiS był atakowany przez wyborców katolickich za to, że nie zgodził się zaostrzyć ustawy aborcyjnej. To akurat temat panu bliski. I PiS w ogóle go nie podnosi. Też kalkuluje, na co ich wyborcy mogą się zgodzić, a na co nie.

- Rzeczywiście jest to sprawa dla mnie bolesna. Nie wycofuję się ze swoich poglądów. Zadanie śmierci dzieciom nienarodzonym jest złem. Nie ulegam jednak iluzji, że wprowadzenie zakazu aborcji spowoduje odstąpienie od niej. Dziś legalna aborcja jest już ułamkiem problemu, do czego przyczyniły się także działania rządu PiS. Udało się przegłosować ustawę „za życiem”, która pokazuje, że jest alternatywa dla aborcji. I nie jest tak, że wycofaliśmy się, ale działamy innymi metodami, nastawiając się na stronę pozytywną.

- W wyborach ludzie będą widzieli w panu głównie byłego ministra zdrowia. I padną pytania, kto jest winien temu, że pacjent czekając 9 godzin na SOR umiera? Że dziewczynie w ciąży każą „czekać do rana” i kończy sparaliżowana?

- Zapewne nie da się włożyć kilku przypadków do jednego worka i wskazać, że winna jest ta czy inna osoba lub polityk. Trzeba być ostrożnym z wytykaniem palcami. To nie jest dworzec kolejowy i takie skandale nie powinny się zdarzać. Nie jest jednak tak, że system służby zdrowia sprzyja niezaopiekowaniem się pacjentem w kolejce do SOR.

- Ale się nie zaopiekowano. Nie ma naprawdę jakiegoś problemu systemowego?

- Pewien jest i próbowaliśmy to rozwiązać. Pacjenci są przyzwyczajeni do tego, że jeżeli poza „normalnymi” godzinami coś złego się dzieje, to trzeba zgłosić się do szpitala. Decydują się na to także lżej chorzy i wśród nich „gubią się” poważne przypadki. I wprowadziłem takie rozwiązanie, że obok SOR powinna być przychodnia nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. I ratownik powinien selekcjonować pacjentów na tych, którzy powinni trafić do SOR, a którzy nie. To naprawdę dobre narzędzie, które może zapobiegać tragediom i dyrektorzy szpitali powinni z niego korzystać.

Rozmawiał Mirosław Skowron