Terzani Duchy

i

Autor: materiały prasowe

Kronika zapowiedzianej śmierci. Recenzja książki Tiziano Terzaniego „Duchy”

2016-05-31 22:05

Do książek wydanych po śmierci znanych autorów zawsze trzeba podchodzić sceptycznie. Zebrane w jednym miejscu ich teksty rozproszone najczęściej bywają nieudanymi próbami odcinania kuponów od sławy zmarłych i tylko brukają ich bibliografię. Całe szczęście to nie przypadek „Duchów” Tiziano Terzaniego.

To zebrane korespondencje, które ten włoski gigant reportażu pisał z Kambodży i o Kambodży w różnych gazetach na przestrzeni ponad 20 lat. Układają się one w kronikę katastrofy, jaka dotknęła ten azjatycki kraj. Od obalenia kambodżańskiego króla przez CIA, przez dojście do władzy Czerwonych Khmerów, obalenie ich zbrodniczego reżimu przez Wietnam i okupację przez jego wojska Kambodży, po ich odejście i zakończoną porażką próbę ustanowienia demokracji pod egidą ONZ – od lat 70. Kambodżę spotykały niemal same nieszczęścia. Najpierw w swoją wojnę w dawnych Indochinach wplątały ją Stany Zjednoczone, potem w krwi skąpali ją fanatycy Pol Pota, a kiedy w „opiekę” wzięło ją Hanoi, Kambodża stała się pionkiem w rywalizacji Waszyngtonu, Pekinu i Moskwy.

Ale to nie tylko historia dramatu Khmerów – to także historia dojrzewania samego Terzaniego. Kiedy włoski reporter trafił do Azji na początku lat 70., przybywał tam jako komunizujący dziennikarz, który – jak zresztą wielu jego kolegów po piórze – kibicowało rewolcie Czerwonych Khmerów. Widział w nich ludowych trybunów, którzy opierają się amerykańskiemu imperializmowi. Kiedy Pol Pot doszedł do władzy, a Kambodża zamknęła się dla świata, nie dowierzał relacjom uchodźców, którzy opowiadali o okrucieństwach, jakie zaserwował swojemu narodowi ten były nauczyciel. Widział w tym czarny PR Amerykanów. Kiedy zjeździł kilka obóz dla uciekinierów z Kambodży, kiedy ich relacje okazały się do siebie podobne i zaczęły układać się w całość, potrafił przyznać się do tego, że zbłądził. A nie wszystkich było na to stać. Kiedy tylko reżim Czerwonych Khmerów upadł, był jednym z pierwszych zachodnich dziennikarzy, który zobaczył, do czego doprowadziły ledwie cztery lata ich rządów i potrafił to przejmująco opisać.

Nie szczędził potem Zachodowi krytyki, kiedy ten zaczął popierać zabijaków Pol Pota, ponieważ walczyli oni z narzuconym przez Wietnam rządem, samym Wietnamem, a pośrednio stającym za nim Związkiem Radzieckim. Terzani nie mógł zrozumieć, jak można było przejść do porządku dziennego nad zbrodniami, których dokonali, a które pochłonęły nawet 2 mln istnień ludzkich w kraju liczącym najwyżej 8 mln. Nie godził się na to, by Czerwonych Khmerów uznać za element procesu pokojowego, który Kambodży narzuciła ONZ. „Śledziłem losy Kambodży, aż do chwili, gdy ten kraj stał się dla mnie dowodem na to, że na świecie nie ma sprawiedliwości, że ludzkość utraciła moralną zdolność do oburzenia i choć życie triumfuje w końcu nad śmiercią, dzieje się to w najbardziej prymitywny i okrutny sposób” - pisał gorzko w 1993 roku. Czyż można lepiej podsumować to, jak sadystycznie historia obeszła się z tym niewielkim azjatyckim krajem?

Tiziano Terzani, „Duchy. Korespondencje z Kambodży”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2016