Krzysztof Leski: Chcieli, żebym był po jednej stronie

2011-07-13 4:00

"Gazeta Wyborcza" przeżywa najpoważniejsze kłopoty wizerunkowe w swojej historii. Czy pokona kryzys?

"Super Express": - Co się dzieje z "Gazetą Wyborczą". Sukcesywnie spada jej sprzedaż i traci prestiż. Czy ten niegdyś największy dziennik ogólnopolski przechodzi dzisiaj kryzys?

Krzysztof Leski: - To gazety jako takie przechodzą kryzys. Wszystkim spadają nakłady i czytelnictwo. Nie sądzę, by dotyczyło to szczególnie "Wyborczej". Tak czy inaczej to ona jest wciąż największym dziennikiem opiniotwórczym na polskim rynku.

- Jednak czasy świetności "Wyborczej" już dawno za nami. Dziś to tylko jedna z wielu gazet o profilu liberalnym?

- Dziś już nie ma tej specyficznej pieczęci solidarnościowej, którą dostała w chwili powstania i z której korzystała w pierwszych latach istnienia. Wtedy była jedyną wolną gazetą - i to nie tylko w Polsce, ale w całym ówczesnym bloku sowieckim. Ta sytuacja jest już nie do powtórzenia. W pierwszym okresie istnienia jej racją bytu była kampania wyborcza Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie i może jeszcze rok istnienia rządu solidarnościowego. Potem gazeta zaczęła szukać dla siebie miejsca metodami rynkowymi. I dziś radzi sobie całkiem nieźle. Choć sam za "Gazetą" nie przepadam z przyczyn historycznych - ze względu na sposób, w jaki się ze mną rozstała.

- Czemu pan odszedł z redakcji?

- Nie odszedłem. Zostałem wyrzucony. Główną przyczyną były rozliczne nieporozumienia na tle sposobu relacjonowania kampanii prezydenckiej Mazowiecki - Wałęsa. Uważałem, że jako dziennikarz mam pełnić rolę informacyjną, relacjonować to, co mówią jeden i drugi kandydat, a nie stawać po czyjejś stronie.

- A redakcja chciała, by był pan po stronie Mazowieckiego?

- Dokładnie tak.

- Zgadza się pan, że "GW" to de facto partia polityczna?

- Te zarzuty stawiają najczęściej ci, którzy jej nie czytają. Ja zresztą też jej nie czytuję jakoś szczególnie intensywnie, ale często siedzę w Internecie i śmiem twierdzić, że w "Gazecie" panuje większy pluralizm poglądów niż w większości innych tytułów. W publicystyce jest bardziej pluralistyczna niż "Rzeczpospolita".

- Jednak jakoś nie widzę, by "Gazeta" zapraszała na swoje łamy osoby z innej bajki politycznej.

- To może pan kiepsko patrzy. Przekonanych przekonać się nie da. Ale gdy w zeszłym roku PO nowelizowała ustawę o IPN, żaden ze zwolenników Instytutu nie uwierzyłby chyba, że "Gazeta" może mieć w tej sprawie niejednolite zdanie. A Ewa Siedlecka zamieściła wtedy tekst zdecydowanie krytykujący tę nowelizację. I takie rzeczy zdarzają się tam dość często.

Krzysztof Leski

Dziennikarz "GW" w latach 1989-1991