Rafał Woś

i

Autor: Super Express

Lewica, waruj!

2019-11-19 6:01

Działo się ostatnio w sprawie tzw. 30-krotności. Przypomnijmy, że chodzi o przywilej, którym cieszą się od lat najbogatsi polscy pracownicy. Polega on na tym, że jak ktoś dobrze zarabia, to pewnym momencie przestaje płacić składki na ZUS. PiS chce to zmienić. Nie żeby im przeszkadzało uprzywilejowanie bogatych. Raczej po to, by premier Morawiecki mógł się pochwalić „budżetem bez deficytu”. Wicepremier Gowin zwietrzył szansę, by przypomnieć światu, że jest ekonomicznym liberałem i postawił się Kaczyńskiemu. Opozycja zatarła ręce grzmiąc, że to kolejny dowód na „PiSowski socjalizm”. A Lewica? No właśnie. Lewica ośmieliła się mieć wątpliwości. I wtedy się zaczęło.

Liderka Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała, że jeśli lewicowcy poprą projekt „to znaczy, że są nic nie warci”. Bartosz Arłukowicz z PO (a kiedyś z SLD) dodał, że są to słowa „mocne, ale prawdziwe”. W weekend zaś do ataku ruszyła ciężka husaria liberalnej publicystyki. Strasząc Lewicę na wszelkie możliwe sposoby: że to destruktorzy życia gospodarczego, złodzieje, zdrajcy. Do wyboru, do koloru. 

Te tyrady doskonale pokazują, że tak naprawdę liberalny establishment widzi w Lewicy coś na zwierzątka domowego. Wypuszcza się go czasem, żeby się wyhasał. Lewicy wolno się więc gryźć się z PiSem: o aborcję, Kościół, o żeńskie końcówki etc. Ale na czas debat o sprawach naprawdę poważnych  - o podatki, wydatki, składki, emerytury - Lewica ma się schować tam gdzie jej miejsce. Czyli do koszyczka w kącie salonu. I siedzieć cicho. Bo pan będzie niezadowolony i jeszcze przestanie karmić.

Dla Lewicy to kolejna lekcja, że musi mówić własnym głosem. I to nie tylko wtedy, gdy jest to na rękę liberałom. Ale zawsze. Inaczej nigdy nie stanie się graczem w pełni suwerennym. Akurat w sprawie 30-krotności powinna rząd PiS poprzeć. Bo jest to dla nich kwestia wiarygodności. Nie można być przeciw neoliberalnemu uprzywilejowaniu bogatych i cofać się, gdy rząd (nawet nielubiany) jeden z przejawów tegoż uprzywilejowania likwiduje. Oczywiście na tym sprawa nie może się zakończyć. Bo sama likwidacja 30-krotności nas nie uleczy. Trzeba stawiać sprawę emerytury maksymalnej. A nawet iść dalej. W kierunku rozwalenia kolejnego przywileju bogatych – tym razem tych, co płacą niskie składki zarabiając krocie na tzw. liniowym PIT. Ale tego nie da się zrobić z koszyczka ustawionego w kącie liberalnego salonu