Leszek Miller

i

Autor: Super Express

Luftmarszałek - były premier Leszek Miller komentuje loty Marka Kuchcińskiego

2019-07-31 10:20

W przeciwieństwie do feldmarszałka, czyli marszałka polnego, nasz rodzimy marszałek Sejmu, Marek Kuchciński, porusza się w powietrzu, co predestynuje go do tytułu luftmarszałka. Umiłował sobie zwłaszcza full wypas Gulfstreama, dzięki czemu zdolny pokonać jednym skokiem Atlantyk odrzutowiec na razie lata do Rzeszowa.

Prasa rzuciła się panu Kuchcińskiemu do gardła za to, że państwowym Jetem fruwa nie tylko jego państwowa osoba, ale też jego rodzina i znajomi. Najczęściej na weekendy, ale wiadomo – niedzielny obiad z rosołem, święta rzecz.

Taki rodzinny obiad, musi być dla pana luftmarszałka czymś bardzo ważnym. Od młodości kumple wołali na niego „Penelopa”, a przecież Penelopa to symbol domowego ogniska i wierności.

Właściwie nie byłoby o co się czepiać, gdyby nie pieniądze. Kto mianowicie za to fruwanie płaci? Za pana luftmarszałka – my, to oczywiste, ale za jego rodzinę? Też okazuje się my. Rodzina latała za darmo. Wypomniano mi kiedyś, że będąc premierem, z żoną, synem i synową poleciałem rządowym samolotem do Rzymu na spotkanie z Janem Pawłem II. Tylko, że ja nie śpieszyłem się na rosół! To była państwowa, oficjalna wizyta, a moi najbliżsi byli ze mną na osobiste zaproszenie papieża. Gdy jednak podniesiono tę kwestię, bez kręcenia zapłaciłem za ich podróż z własnej kieszeni. Pan luftmarszałek do końca zaś szedł w zaparte – jak wtedy z tymi receptami, czy co tam mu wówczas było potrzebne do życia…

Kiedy został złapany za rękę, wpierw zaprzeczał, że takie loty w ogóle się odbywały, potem przyznał się do 6, a teraz do 23. Odkrywca afery – poseł Nitras – twierdzi, że było ich ok. 100.

Jest jednak sprawa poważniejsza niż pieniądze – wiarygodność drugiej osoby w państwie. Pan Kuchciński od początku mijał się z prawdą, a mam przeczucie, że nadal jej nie mówi. To jest dla urzędnika tej rangi dyskwalifikujące. W ogóle ludzie PiS z zadziwiającą łatwością codziennie mylą partyjne z państwowym, mylą, co wolno, czego nie wypada, a co jest wręcz zabronione. W tej sytuacji jedyne usprawiedliwienie pana luftmarszałka jest takie, że jednak powściągnął nieco swoje potrzeby i tylko 23 razy latał do domu z rodziną. W porównaniu z 70 lotami pani Beaty Szydło, której taksówką była wojskowa Cassa, postęp jest widoczny.