Leszek Miller

i

Autor: Andrzej Lange Leszek Miller

Miller: Koński spokój

2016-09-14 7:00

Jean-Claude Juncker wygłosi dziś w Parlamencie Europejskim coroczne orędzie o stanie Unii Europejskiej. W roku ubiegłym, gdy Juncker po raz pierwszy przedstawiał stan spraw w Europie, wyznaczył pięć priorytetów: rozwiązanie kryzysu migracyjnego, zdynamizowanie europejskiej gospodarki, porozumienie z Wielką Brytanią, utrzymanie jedności w obliczu konfliktu na wschodzie Ukrainy i walka ze zmianą klimatu.

Po dwunastu miesiącach trudno o optymizm. Wyspiarze opuszczają brukselskie szeregi, kryzys migracyjny i gospodarczy tkwią w fazie powstrzymywania, a nie rozwiązania, wśród Europejczyków narastają frustracja i obawy o przyszłość, ataki terrorystyczne we Francji, Belgii i Niemczech obnażyły słabości krajowych i wspólnotowych systemów bezpieczeństwa. Są też pewne zmiany na lepsze. Jest niewielki przyrost PKB, grecka gospodarka się nie rozsypała, przycichły głosy wieszczące rozpad strefy euro, zatrzymano groźbę dezintegracji grupy Schengen i wzmocniono ochronę na granicach zewnętrznych Unii.

Kiedy piszę te słowa, Juncker przygotowuje się dopiero do wygłoszenia swojego orędzia, ale z pewnością skupi się w nim na dwóch największych problemach. Pierwszy dotyczy setek tysięcy przemieszczających się po naszym kontynencie uchodźców i imigrantów, drugi - skutków wyjścia z europejskiej Wspólnoty mieszkańców Zjednoczonego Królestwa. I jedno, i drugie na lata zdecyduje o kształcie i sposobie dalszej integracji albo co gorsza dezintegracji Europy.

W dotychczasowych reakcjach na Brexit ujawnili się zwolennicy wzmacniania instytucji unijnych kosztem państw członkowskich i pogłębionej integracji we wszystkich wymiarach oraz powrotu do Europy sprzed traktatu z Maastricht, czyli wzmocnienia państw narodowych kosztem unijnych instytucji. Ten drugi scenariusz oznacza dalsze luzowanie mechanizmów integracyjnych i skupienie się na współpracy gospodarczej bez wspólnoty politycznej i wspólnych wartości. To właśnie mieli na myśli Orban z Kaczyńskim, kiedy w Krynicy pierwszy z nich mówił o unijnej kontrrewolucji, a drugi o zwykłej rewolucji. Obydwaj zapewniali, że mogą nawet "wspólnie konie kraść", aby zmienić Unię. Wygląda na to, że konie pozostaną jednak bezpieczne, bowiem przekaz Czechów i Słowaków też obecnych w Krynicy jest jasny: "Kradnijcie sobie wspólnie konie, ale bez nas". Nasi południowi bracia nie zgadzają się na kierunek polityczny, który dla Grupy Wyszehradzkiej obrały Warszawa i Budapeszt, a co w konsekwencji oznaczałoby podział na Unię kilku prędkości. Co do Orbana, mam poza tym przeczucie, że bardziej odpowiadałaby mu rola ukrytego za firanką pasera niż wystawionego na widok publiczny koniokrada. A Kaczyński? Właśnie okazało się, że ludzie z PiS-owskiego zaciągu nie potrafią rasowych arabów sprzedać, a cóż tam dopiero. Konie zatem mogą być spokojne.

Zobacz także: Mirosław Skowron: Jak walczyć z faszyzmem - to na całego!