mirosław skowron

i

Autor: "Super Express"

Mirosław Skowron: Wybory między łgarstwem a hipokryzją?

2018-03-16 4:55

Trwają burzliwe wybory kandydatów na kandydatów na prezydenta Warszawy. Jedynym, którego ogłoszono oficjalnie, jest Rafał Trzaskowski z rządzącej miastem Platformy Obywatelskiej. Prowadzi w sondażach, ale jakoś wciąż ma pod górkę. A to musi się tłumaczyć ze złodziejskiej "reprywatyzacji", nadzorowanej przez poprzedniczkę z PO. A to były kolega rozpowiada, co według niego i którymi otworami ciała kandydat wciągał, na kim leżał i co lubił robić bardzo prywatnie. A to okazuje się, że wystartował z kampanią, a nie miał prawa.

Zgodnie z prawem kampania wyborcza rozpoczyna się bowiem w dniu zarządzenia wyborów. Jeżeli ktoś rozpocznie ją wcześniej, może dojść do odrzucenia sprawozdania finansowego komitetu i odpowiedzialności karnej. To mogą być olbrzymie pieniądze. I choć wszyscy wiedzą, że to głupi przepis, to jednak nie pierwszy głupi, który politycy sami uchwalili i powinni go przestrzegać.

Co na deklarację kandydata PO, że "prowadzi kampanię", odpowiada Grzegorz Schetyna? Odpowiada: "Trzaskowski nie prowadzi kampanii. To towarzysko-przyjacielskie spotkania z wyborcami".

Podziwiam wybitną zdolność polityków do łgania bez mrugnięcia okiem, ale pan Grzegorz wskoczył tu na wyższą półkę. I może jest to właśnie ta jedna, jedyna cecha, w której Schetyna nie jest gorszy, ale przebija konkurencję?

Kandydatem PiS miał być Patryk Jaki. W sondażach wypadał dość dobrze. Przestał się jednak podobać jednemu, najważniejszemu wyborcy z Żoliborza. Kandydatem ma być Michał Dworczyk.

I w chwili, w której jest jeszcze kandydatem-plotką, pan Dworczyk zatrudnia w kancelarii premiera urzędników, których PiS wyrzucał w atmosferze skandalu. Anna Plakwicz i Piotr Matczuk, będąc urzędnikami, stworzyli spółkę, a kontrolowana przez PiS instytucja zleciła kampanię promocyjną. Zarobić mieli na tym ok. 300 tys. zł. Zgodnie z prawem nie mieli prawa spółki założyć.

CBA to skontrolowała, a karą dla pani Plakwicz i pana Matczuka było wyrzucenie z pracy. Konsekwencji karnych nie było, bo w ustawie antykorupcyjnej jest... luka i takich konsekwencji nie przewiduje wobec urzędników.

Minister Dworczyk przywrócił urzędników do pracy po tym, jak podobno bez zleceń państwowych ich firmie nie wyszło zderzenie z wolnym rynkiem. Minister twierdzi, że wszystko jest ok., bo nie było konsekwencji karnych.

Na pewno w porządku? Dla wielu wyborców PiS to może być dzień, w którym PiS stał się nową Platformą i przestało być widać różnicę. Po rozmowach "U Sowy" też przecież do konsekwencji karnych nie doszło...

Sprawdź: Karczewski za stary na prezydenta