Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Polska PiS okazała się Trzecim Światem - Tomasz Walczak komentuje głośny list 50 ambasadorów

2020-09-29 7:30

Ileż to się od pięciu lat nasłuchaliśmy, jak to za rządów PiS Polska wstała z kolan! Ileż razy słyszeliśmy, że pozycja naszego kraju jest tak mocna na świecie jak nigdy! Że wszyscy się z nami liczą i drżą przed naszą polityczną siłą. Jakże daleka od rządowej propagandy jest rzeczywistość, skoro urzędujący w Polsce ambasadorowie 50 państw czują się w prawie do upominania rządu za jego stosunek do osób LGBT.

Że nagonka na osoby LGBT będzie dla Polski problemem, było wiadomo od samego początku, kiedy Andrzej Duda uznał za słuszne, by na tym szczuciu budować się w kampanii prezydenckiej, a jego koledzy z PiS twórczo to szczucie rozwinęli. Mogą oni, oczywiście, przekonywać, że walczy nie z ludźmi, a z „ideologią LGBT”, ale przecież Gomułka w 1968 r. też walczył nie z Żydami, ale syjonizmem. Skończyło się wtedy antysemityzmem i zmuszeniem do wyjazdu tysięcy polskich Żydów. Podobnie teraz, pisowska krucjata przeciwko wyssanej z brudnego propagandowego palucha „ideologii” dotyka bardzo konkretnych osób LGBT.

Jest też fatalną reklamą Polski na świecie, która w oczach Zachodu zaczęła grać w tej samej homofobicznej lidze co putinowska Rosja. Znamienne zresztą jest też to, że pod protestem akredytowanych w Polsce ambasadorów nie podpisali się dyplomaci Rosji, Białorusi czy Chin – krajów, które dzielnie walczą z „promocją homoseksualizmu”.

Prawa osób LGBT nie są na Zachodzie uważane jak w Polsce PiS jako walka o przywileje czy specjalne traktowanie, ale jako prawa człowieka. O tym piszą ambasadorzy. Krucjata przeciwko osobom LGBT stawia Polskę – niezależnie od stanu faktycznego – w gronie państw, które nie przestrzegają tej fundamentalnej dla Zachodu zasady i czyni z nas „chorego człowieka” Zachodu. Państwo specjalnej troski zbyt ważne, by nie reagować, zbyt dalekie od zachodnich standardów, by przejść obok tego obojętnie.

I zbyt słabe na arenie międzynarodowej, by bać się je zbesztać. Zbyt peryferyjne, żeby angażować w to kluczowych polityków. Na Zachodzie uznano, że jak w przypadku krajów Trzeciego Świata, wystarczy reprymenda od ambasadorów. Co w tym wszystkim najgorsze, doprowadziły do tej sytuacji nie obiektywne przyczyny, pozostające poza wpływem naszych władz, ale tych władz konkretne decyzje. I krzyki, że „u was biją Murzynów”, nic nie pomogą.