Szokujące słowa o wypadku Beaty Szydło

i

Autor: KATARZYNA ZAREMBA/SUPER EXPRESS, TOMASZ RADZIK/SUPER EXPRESS Wypadek Beaty Szydło

Były funkcjonariusz ujawnił prawdę o wypadku Beaty Szydło! Wszyscy KŁAMALI w sądzie?!

2021-12-17 7:54

Beata Szydło w 2017 roku była przewożona w kolumnie składającej się z trzech limuzyn, gdy doszło do wypadku. Podczas rozprawy sądowej za winnego uznano Sebastiana Kościelnika, który nie zauważył drugiej limuzyny i w nią uderzył. To właśnie nią podróżowała ówczesna premier. Teraz na jaw wychodzą nowe, wstrząsające fakty dotyczącego tego zdarzenia. Czy po wypadku premier Beaty Szydło funkcjonariusze ordynarnie kłamali w sądzie?!

Beata Szydło w lutym 2017 roku, jak co tydzień, jechała do swojego domu w Brzeszczach. W Oświęcimiu w tym samym czasie Sebastian Kościelnik chciał skręcić z ul. Powstańców Śląskich w ul. Orzeszkowej. Mężczyzna jednak zamiast przepuścić kolumnę wiozącą premier uderzył w drugie z trzech aut, które w efekcie uderzyło w drzewo. Sprawa została skierowana do sądu, by ustalić, kto jest winny temu zdarzeniu - kierowca Fiata Seicento, Sebastian Kościelnik, czy też może zawinili kierowcy premier. W czasie procesu pracownicy BOR zeznawali, że kolumna miała włączone sygnały świetlne i dźwiękowe, dzięki czemu inni uczestnicy ruchu drogowego mogli wiedzieć, że to pojazdy uprzywilejowane. Innego zdania był jednak Sebastian Kościelnik i świadkowie wypadku, którzy twierdzili, że samochody jechały bez odpowiednich oznaczeń. Sprawę mogły wyjaśnić nagrania z monitoringu, te jednak uległy uszkodzeniu. Ostatecznie odpowiedzialność za wydarzenie spadła na Sebastiana Kościelnika.

Sprawdź: Tak ostrej Beaty Szydło dawno nie było. Po takich słowach Angela Merkel może zamknąć się w sobie

W naszej galerii możesz zobaczyć niedawny wypadek Beaty Szydło na autostradzie pod Wrocławiem - kliknij w zdjęcie poniżej.

Wstrząsające wyznanie o wypadku Beaty Szydło

Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" porozmawiał z Piotrem Piątkiem, emerytowanym funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa. Z pracy odszedł w tym roku. W 2017 roku był jednym z oficerów jadących w kolumnie Beaty Szydło, gdy doszło do wypadku. Zdecydował się opowiedzieć, jak jego zdaniem było naprawdę. - Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej - mówił w rozmowie z "GW". - Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji. Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy" - wyznał. Tak samo miał być w dniu, w którym doszło do wypadku, a funkcjonariusze mieli porozumiewać się, by składać fałszywe zeznania. Ich szefostwo miało o wszystkim wiedzieć.

Sonda
Byłeś uczestnikiem wypadku drogowego?

- Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta. On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić... To nie było mówione wprost. Raczej "Piotrek, wiesz jak było", "wiesz, jak będzie dobrze dla nas", "wiesz, jak mówi" - wyznał Piotr Piątek.

Zobacz: Beata Szydło zastąpi Andrzeja Dudę?! Ryszard Terlecki zabrał głos. Może być awantura!

Nowe zeznania mogą okazać się przełomowe dla śledztwa. Bardzo możliwe, ze teraz odpowiedzialność za wypadek nie będzie spoczywać jedynie na Sebastianie Kościelniku, ale także kierowcach Beaty Szydło. Trzeba przyznać, że odważne wyznanie Piotra Piątka sporo namieszają...

Rozprawa w sprawie wypadku kolumny Beaty Szydło