Przemysław Harczuk

i

Autor: "Super Express"

Przemysław Harczuk: Idee, biznes, korporacje. Krótka historia niepamięci

2018-03-15 3:00

Przemysław Harczuk dla Super Expressu

Kilkanaście lat temu w Niemczech krążyła anegdota o tym, jak to pewna sieć handlowa znalazła się na celowniku radykalnych ekologów. Organizowali oni protesty, atakowali sieć, piętnowali rzekomo groźne dla zdrowia produkty sprzedawane w firmowych sklepach. Większość klientów z przerażeniem śledziła informacje o tym, że ulubione chipsy, parówki, serki, bez których nie wyobrażali sobie życia, mogą prowadzić do groźnych chorób, a nawet przedwczesnego zgonu. Minęło kilka tygodni, sprawa ucichła. A po kilku miesiącach w sklepach owej sieci pojawiły się kolorowe gazetki proekologiczne. Finansowane przez sieć, a wydane przez organizację ekologiczną wcześniej ową sieć krytykującą. I wszyscy byli zadowoleni. Sieć - bo szkodliwe od strony marketingowej ataki ustały. Działacze organizacji - bo tanim kosztem sfinansowali pismo i środki na dalszą, jakże ideową i potrzebną działalność. Wreszcie klienci, którzy bez obaw o zdrowie i życie wcinają chipsy, parówki, serki, bez których przecież nie wyobrażają sobie życia.

Powyższą historyjkę opowiedzieli mi znajomi mieszkający w Berlinie. I, zaiste nie wiem dlaczego, przypomniała mi się przy okazji ostatnich dyskusji o ograniczeniu handlu w niedzielę. I nie, nie chodzi o sensowność samej ustawy - tu każdy ma swoje zdanie, media, w tym "Super Express" obszernie problem opisywały. Chodzi o ujawnioną przy okazji, o dziwo ponadpartyjną, niechęć do właścicieli niewielkich sklepów. Na profilach społecznościowych zdeklarowanych liberałów znalazłem wpisy o tym, że mali powinni upaść, bo wielkie sieci to przyszłość, a małe sklepy prowadzone są przez "Januszów polskiego biznesu". Na profilach niektórych lewicowców znalazłem wpisy z danymi mówiącymi o tym, że drobne sklepy płacą najgorzej, więc należy je zlikwidować, postawić na duże sieci, bo te będą szanować pracownika.

Ale pamięć bywa złośliwa. I każe przypomnieć, jak przed laty liberałowie mówili o tym, że należy brać sprawy w swoje ręce, a każdy rodzinny biznes jest na wagę złota. A lewicowcom, jak mówili, że o ile duży biznes trzeba opodatkowywać i ograniczać, tak ten mały, rodzinny, wspierać. A wszystkim, że płace w małym biznesie są małe, bo to właśnie mały biznes przez lata był ograniczany. A w zasadzie to płac już w ogóle nie ma, bo najczęściej właściciele sami muszą stać za ladą, bo na pracowników ich nie stać. A podsumowując: zmiana poglądów co poniektórych dziwnym trafem przypomniała mi niemiecką anegdotę.