Rafał Ziemkiewicz

i

Autor: Piotr Liszkiewicz

Rafał Ziemkiewicz: Sprzeciw wobec KOKO EURO SPOKO to wyraz żałosnych kompleksów

2012-05-09 9:38

Najbardziej gardzą "wiochą" ci, z których nie wyszła - mówi Rafał Ziemkiewicz.

"Super Express": - Polskim hitem EURO 2012 została piosenka "Koko Euro spoko". Wygrała zdecydowanie w głosowaniu widzów, więc ludziom się podobała. Elitom już mniej. Pojawiły się głosy oburzenia, że to "wiocha", "wstyd".

Rafał Ziemkiewicz: - Wszystkim tym oburzonym chciałem zadać pytanie: niby która inna piosenka z prezentowanych na tym show zasługiwała bardziej, żeby ją wyróżnić? Moim skromnym zdaniem żadna. Przecież to był jakiś festiwal chałtury, przypominający festiwale w Kołobrzegu, które pamiętam z młodych lat.

- Festiwale piosenki wojskowej...

- Na nich też różni mniej lub bardziej zaawansowani wiekiem chałturnicy prezentowali utwory "na temat". Na ich tle "Koko Euro spoko" wydało się dość autentyczne. Może dałem się zwieść, ale panie ubrane i śpiewające na ludowo wyglądały na jedyne osoby w tym towarzystwie, które jakoś szczerze i naiwnie przeżywają to EURO 2012. Wierzą, że to będzie fajna, zabawna sprawa. Widownia SMS-owa doceniła chyba ten rys autentyzmu i stąd ich zwycięstwo.

- Skąd zatem medialne głosy o "wstydzie" i "obciachu"?

- To demonstracyjne prezentowanie pogardy dla "wiochy" i disco polo jest niewątpliwie wynikiem kompleksów, które ma większość osób z awansu społecznego. Ta grupa została łatwo zagospodarowana politycznie, stając się zapleczem obecnej władzy. Media podrzucają im, na co wypada kręcić nosem, a czym się zachwycać, by uchodzić za "prawdziwych inteligentów". To żałosne, gdyż najbardziej gardzą tą "wiochą" ci, z których tak naprawdę ona nie wyszła.

- Rzeczywiście znam takie osoby, które dostały lepszą pracę w większym mieście i zachowują się, jakby powyrastały im na palcach pierścienie rodowe. Nie słuchają, nie oglądają niczego "poniżej poziomu".

- Cała ta grupa społeczna "młodych, wykształconych, z dużych miast" to zazwyczaj ludzie wykształceni świeżo, dość powierzchownie, a w dużych miastach też przebywają od niedawna. III RP to jednak okres migracji ze wsi i z miasteczek do dużych miast, niemal porównywalny z latami 50. i 60. w PRL. I stąd właśnie kompleksy, ta demonstracyjna pogarda dla wszystkiego, co wiąże się z ludowością, disco polo, cepelią.

- Ta grupa lubi jednak kopiować Zachód bądź odwoływać się do niego. W Brukseli przy Grand Place, w samym centrum, jest zatrzęsienie sklepów z koronkami i sztuką ludową. Jest to też modne w Niemczech. Dlaczego nie kopiują też tej mody?

- Dlatego że wzorują się nie na Zachodzie, ale na jego własnym wyobrażeniu. Tamte kraje wyglądają często inaczej, niż powszechnie się u nas sądzi. Dziś znajomość Zachodu jest na szczęście coraz większa, ale wielu zauważa też to, co najbardziej kłuje w oczy. Za prof. Ryszardem Legutką pozwoliłem sobie nazwać to "modernizacją przez sex-shop". Pierwszym przejawem zachodniości nad Wisłą było pojawienie się sex-shopów. Pamięta pan gdzie powstały?

- W Warszawie przy placu Defilad.

- Właśnie. U nas wykwitły one w centrach miast. Na Zachodzie były zaś w jakichś małych uliczkach i wydzielonych dzielnicach. To kopiowanie jest powierzchowne, gdyż dotyczy niestety ludzi powierzchownych. Niebędących w stanie dostrzec całego bogactwa kultury tamtych państw. Nieprzypadkowo takim kółkiem w nosie, za które prowadzi się tych "młodych, wykształconych z dużych miast" jest hasło europejskości. Komuś pełnemu prowincjonalizmu Zachód imponuje w stopniu niebywałym. I ktoś, kto zdoła przekonać ich, że jest probierzem europejskości, to - jak brzydko mówią Amerykanie - ma ich jaja w kieszeni i może z nimi zrobić wszystko.

Rafał Ziemkiewicz

Publicysta, autor książki "Polactwo"