Chodzi o aferę z początku roku, ujawnioną w "Warszawskiej Gazecie". W artykule autorstwa Pawła Mitera (który ma na swoim koncie prowokację dziennikarską z byłym prezesem gdańskiego sądu Ryszardem Milewskim; ujawniła ona zależność sędziego od polityków w sprawie Amber Gold) zarzucono Łączewskiemu, że na Twitterze wysyłał wiadomości na fałszywe konto Tomasza Lisa (50 l.). Deklarował w nich pomoc w ustaleniu strategii przeciwko PiS. - Panie Tomaszu! (.) Nie zorientował się pan, że walenie w to towarzystwo przynosi efekt odwrotny do zamierzonego? Sugeruję zmianę strategii (.) - ostrzegał przed nowym rządem i namawiał Lisa na spotkanie, na które skądinąd osobiście przyszedł.
Łączewski bronił się, że ktoś włamał się na jego internetowe konta i zaprzeczał, że ma jakikolwiek związek ze sprawą. Tymczasem ustalenia śledztwa tego nie potwierdzają. - Biegli przebadali komputer stacjonarny, laptopa, tablet i telefon sędziego. Wnioski są jednoznaczne: nie było włamania ani do sprzętu, ani na konta na Twitterze. W laptopie Łączewskiego znaleziono jego zdjęcie wysłane do rzekomego Lisa - mówi nam jeden z prokuratorów, pracujących przy sprawie.
Wątpliwości budzą też zeznania dotyczące spotkania z rzekomym Tomaszem Lisem. Łączewski tłumaczył się, że pojawił się w miejscu wskazanym w korespondencji, bo poszedł odebrać książkę dla przyjaciela. Przyjaciel jednak temu zaprzecza.
Oficjalnie śledczy nie chcą ujawniać szczegółów. - Postępowanie w sprawie prowadzi prokuratura w Legnicy - mówi nam Michał Dziekański, rzecznik warszawskiej prokuratury. W sprawie toczy się również postępowanie przed rzecznikiem dyscyplinarnym sądów powszechnych. Decyzje o dalszych losach sędziego zapadną po 9 września.
Zobacz także: Pokaz "Smoleńska". Zaproszona Doda, ale nie MĄŻ jednej z ofiar!
Ładna biżuteria nie musi być droga! Sprawdź rabaty na YES promocje.