Na ostatniej prostej kampanii prezydenckiej sondaże wskazywały, że Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski mają podobne szanse na zwycięstwo. Szli dosłownie łeb w łeb. W tygodniu przed wyborami doszło też do dwóch debat prezydenckich: każdy kandydat miał osobną debatę. Duda rozmawiał z obywatelami w Końskich, w debacie zorganizowanej przez TVP, a Trzaskowski odpowiadał na pytania dziennikarzy w Lesznie. Wiele osób wskazywało, że Trzaskowski odmawiając przybycia na debatę TVP postąpił kiepsko, bo powinien się tam pojawić. W końcu debata została zorganizowana właśnie w Końskich, bo jak mówił kiedyś Grzegorz Schetyna "w Końskich, a nie w Wilanowie wygrywa się wybory". Jak widać miał rację.
Teraz wyszło na jaw, że losy wybory mogły potoczyć się zupełnie inaczej. W rozmowie z "Wprost" Michał Kamiński, który był doradcą w kampanii Trzaskowskiego. - Mówiłem, że można było to tak zrobić, że Trzaskowski wbrew sztabowi, wykradnie się i pojedzie na debatę do Końskich - powiedział Kamiński. Plan był, jak opisał polityki taki: - Występ w telewizji zacząłby od tego, że choć mu odradzano udział w debacie, on się wyłamał, bo szanuje ludzi, którzy z jakichś powodów oglądają TVP, a on chciałby z nimi porozmawiać. Dodał też, że przedstawił swój pomysł w sztabie, ale jak widać nie zdecydowali się oni na wykorzystanie jego pomysłu. Kto wie, czy nie to właśnie pomogłoby Trzaskowskiemu wygrać i zostać prezydentem.
ZOBACZ: DZIWNY zwyczaj Kaczyńskiego. Serio on tak robi?!