szpital

i

Autor: zdjęcie ilustracyjne pixabay

Służba zdrowia: katastrofa, która tylko czeka, by się wydarzyć - komentuje Tomasz Walczak

2020-10-13 7:35

Gwałtowny wzrost liczby zachorowań na koronawirusa nie tylko obnażył brak jasnej strategii walki rządu z kolejną falą pandemii, złapał władzę z ręką w nocniku i pokazał całkowity brak myślenia kilka kroków do przodu. Jeszcze bardziej niż na wiosnę przypomniał, jak państwo z tektury, łatane na gwoździk i taśmę klejącą nie jest gotowe na nagłe wyzwania i jego struktury są na granicy załamania się pod naporem nieprzewidzianych okoliczności.

Główne pytanie ostatnich dni brzmi: czy system ochrony zdrowia to wytrzyma? Od lat zmaga się on ze strukturalnymi problemami, które nawet w normalnych okolicznościach przyrody dają się we znaki, a co dopiero przy pandemii. By skalę problemów sobie uświadomić, wystarczy jeden z nich: brak lekarzy, pielęgniarek, personelu medycznego.

Jeszcze przed koronawirusową nawałą według szacunkowych danych brakowało w systemie 68 tys. lekarzy. Mamy najmniej lekarzy na 1000 mieszkańców w całej UE. Jeśli chodzi o pielęgniarki, to zajmujemy w Unii trzecie miejsce od końca jeśli chodzi o ich liczbę w przeliczeniu na ilość mieszkańców. I to mimo faktu, że od 2014 ich liczba znacznie wzrosła.

Te braki od wielu lat łatane są utrzymywaniem w pracy starzejącego się personelu. 25 proc. lekarzy powinno być już na emeryturze. W kluczowych w walce z koronawirusem dziedzinach takich jak choroby zakaźne czy choroby płuc jedynie 1/3 lekarzy ma mniej niż 50 lat! Jedynie 10 proc. pielęgniarek ma mniej niż 35 lat. Aż 30 proc. zbliża się do wieku emerytalnego. 35 proc. z nich jest grupie wiekowej 45-54 lata. To ogromny problem zwłaszcza ze względu na to, że starzejący się lekarze i pielęgniarki są w grupie najwyższego ryzyka zakażeniem się koronawirusem. Może się za chwilę okazać, że wraz z dramatycznym wzrostem zachorowań, i tak już mała liczba personalu zostanie wyeliminowana z systemu.

Na to nakłada się inny problem polskiej służby zdrowia: łączenie przez personel medyczny etatów w kilku placówkach. Aby skutecznie walczyć z pandemią, nie można im już na to pozwolić, co rodzi kolejne problemy kadrowe. A przy pogłębiających się niedoborach personel medyczny zmuszony jest do jest bardziej wytężonej pracy, co kończy się fizycznym i psychicznym wycieńczeniem.

Wszyscy boimy się, czy w obecnej sytuacji starczy dla wszystkich potrzebujących łóżek i respiratorów. Być może bardziej powinniśmy się bać, czy będzie miał kto przy tych łóżkach stać i te respiratory obsługiwać. Bo przez wiele, wiele lat kolejne ekipy rządowe swoją ignorancją dla problemów służby zdrowia pracowały na to, by przy większej anomalii system rozpadł się jak domek z kart. Obawiam się, że właśnie dotarliśmy do tego momentu.