Z przepełnionych aresztów władza wypuszcza pierwszych zatrzymanych, którzy opowiadają, w jakich warunkach przetrzymywani są przeciwnicy reżimu. Relacjonują, że w celach przeznaczonych na cztery osoby trzymanych jest nawet 55 osób. Mówią o tym, że zatrzymani nie otrzymują jedzenia, tylko wodę. Według relacji jeden z uwolnionych kobiet, w nocy słychać krzyki bitych mężczyzn. „Nie ma czym oddychać. Nie wiadomo, która jest godzina. Zatrzymani dowiadują się tego, ponieważ zebrani pod aresztami ludzie krzyczą, informując o tym. Kobietom odmawia się produktów higienicznych. Brakuje papieru toaletowego. Nie wynoszone są śmieci” - mówi.
Niemniej dramatyczne są filmy nagrywane przez zwykłych Białorusinów spod jednostek milicji czy aresztów. Niektórym udało się nagrać, jak zatrzymani wyprowadzani są na podwórko i tam bici. Na wielu materiałach, nagrywanych pod murami aresztów, słychać krzyki ludzi.
Nie brakuje też wyrazów solidarności ze strony pozostających na wolności. Na uwalnianych pod aresztami czekają wolontariusze z jedzeniem, piciem, kocami. Użyczają swoich telefonów, by ci mogli zadzwonić do rodzin i poinformować ich, co się z nimi dzieje. Od kilku dni bowiem rodziny zatrzymanych mają problem z uzyskaniem informacji, gdzie przetrzymywani są ich bliscy. Pod aresztami można spotkać setki ludzi, którzy próbują się dowiedzieć czegokolwiek o ich losie. Niezależne media informują, że w miejscowości Żodzino, położonej 50 km od Mińska, gdzie przewożonych jest wielu zatrzymanych na ulicach białoruskiej stolicy, mieszkańcy miasteczka oferują pomoc w powrocie do domu.