Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Merkel wychodzi po angielsku

2018-10-30 5:00

Zmierzch ery Angeli Merkel przepowiadany już od dłuższego czasu zaczyna się powoli materializować. Wczoraj światem wstrząsnęły nie tylko wyniki wyborów prezydenckich w Brazylii, które wygrał ordynarny faszysta, ale także zapowiedź żelaznej kanclerz, że nie będzie się ubiegać o fotel przewodniczącej CDU.

Natychmiast przypomniano jej słowa sprzed lat, w których twierdziła, że nie da się być kanclerzem, nie będąc jednocześnie szefem partii. Na stanowisku szefowej rządu zamierza jednak pozostać. Pytanie, czy pozwolą jej na to wewnątrzpartyjne koterie. I to teraz najważniejsze pytanie nie tylko niemieckiej, ale i europejskiej polityki.

Trochę na wyrost, ale Angelę Merkel postrzegano jako gwaranta stabilności Unii Europejskiej. Rola Niemiec we Wspólnocie, która znacząco wzrosła za jej bytności w urzędzie kanclerskim i niezachwiana wiara Merkel w unijne status quo, często zresztą na siłę przez nią przepychane, sprawiały, że w naturalny sposób widziano w niej najbardziej przewidywalnego przywódcę unijnego w erze ogólnej niepewności. Wraz z jej odejściem – wieszczą niektórzy – Europa wkroczy na ścieżkę chaosu. To, oczywiście, gruba przesada i więcej w tym nieopisanych lęków liberalnych sił w Unii, dla których po odejściu Obamy Merkel wydawała się ostatnim obrońcą wartości demokracji liberalnej. Problem polega jednak na tym, że wiele jej decyzji, zwłaszcza w okresie kryzysu finansowego i kryzysu strefy euro, doprowadziło do erozji tych wartości i dało wiatr w żagle europejskim populistom. Pokryzysowana UE potrzebowała śmiałych reform, które Merkel blokowała, tworząc kolejne problemy społeczne i polityczne, którymi antyunijne i antydemokratyczne siły w krajach członkowskich do dziś się karmią. Jej odejście zamiast być dla Europy katastrofą, może okazać się więc szansą.