Marcin Romanowski to wiceminister w Ministerstwie Sprawiedliwości. Z wykształcenia jest prawnikiem, a w czasie studiów w niemieckiej Ratyzbonie zarabiał na utrzymanie w fabryce, wykonującej zlecenia dla BMW. Jako młody chłopak wspomagał rodziców w pracy na gospodarstwie, umie więc jeździć traktorem. O swojej pracy mówi tak: - Od czterech lat uczestniczę w jeszcze większym wyzwaniu – projekcie naprawy państwa. Pracowity był już od najmłodszych lat. W szkole dobrze się uczył, lubił historię, matematykę i fizykę. Jako uczeń brał udział w konkursach, był olimpijczykiem, dlatego nie musiał się martwić o indeks, by dostać się na studia. Romanowski to także miłośnik górskich wędrówek. Kiedyś wraz z kolegą poszedł w góry w ramach... wagarów. Gdy zeszli, spotkali wicedyrektora swej szkoły z wycieczką samorządu szkolnego. Kary za nieobecność na lekcjach jednak nie było. Ale na swoim koncie ma też przerażającą historię z Rysami. W 2016 roku, podczas schodzenia ze szczytu, potknął się na śliskim szlaku, a czekan wypadł mu z ręki. Zjeżdżał przez ok. 1000 metrów w dół, zanim, niemal cudem, udało mu się wyhamować. O własnych siłach dotarł do schroniska.
Prywatnie Marcin Romanowski jest osobą głęboko religijną. O wierze, kościele i religii, mówi tak: - Polityka i wiara mogą się wydawać nieprzystającymi do siebie przestrzeniami. Słyszymy postulaty rozdziału państwa od Kościoła, a ich autorzy wręcz odmawiają nam prawa do publicznego manifestowania swojej religijności. Do absurdu dochodzi w niektórych krajach Europy Zachodniej, gdzie krzyżyk na szyi osoby publicznej może budzić kontrowersje. Tymczasem nie przestajemy być katolikami w auli uniwersyteckiej czy w urzędzie.