Sąd Najwyższy

i

Autor: wikimedia.org/CC BY-SA 3.0/Darwinek

Właśnie tak musiało dojść do rozbiorów Polski - Galopujący Major specjalnie dla "SE"

2020-01-24 0:40

Pomysł, że po złożeniu wniosku o wydumany spór kompetencyjny Sejmu z Sądem Najwyższym, Sąd Najwyższy ma z definicji przestać orzekać, jest dość oryginalny, żeby nie powiedzieć wręcz brawurowy. Albowiem skoro taki wniosek blokujący może złożyć Sejm, to może także i Senat. Senator Grodzki powinien więc teraz złożyć do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o spór kompetencyjny z Sejmem, na przykład odnośnie sporu kompetencyjnego dotyczącego art. 1 ustawy kagańcowej. A gdy Trybunał Konstytucyjny w osobie pani Przyłębskiej, tuż po herbatce z prezesem Kaczyńskim orzeknie, że sporu nie ma, godzinę później marszałek Grodzki powinien złożyć kolejny wniosek. Tym razem wniosek o spór kompetencyjny Senatu z Sejmem w zakresie art. 2 ustawy kagańcowej.

W międzyczasie marszałek Grodzki powinien składać do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o spór kompetencyjny z radą ministrów odnośnie czegokolwiek. Żeby nie tracić czasu, Sąd Najwyższy, albo każdy inny sąd, powinien zadać pytanie prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, czy obecny Trybunał Konstytucyjny w ogóle jest sądem? Oczywiście wniosek wraz z zabezpieczaniem w postaci zawieszenia działalności przez Trybunał Konstytucyjny, do czasu rozstrzygnięcia przez TSUE.

Z drugiej strony, ponieważ NSA śmiał stwierdzić, że listy poparcia sędziów do KRS powinny być ujawnione, marszałek Witek powinna złożyć wniosek odnośnie sporu kompetencyjnego z NSA. Słowem, jeśli zdobędziesz jakiś przyczółek w organie, to metodą „na witek” możesz sparaliżować działanie wszystkich organów państwa, bo co do każdego organu możesz wnioskować najbardziej urojone spory kompetencyjne. Papier przecież wszystko przyjmie.

Całe to zamieszanie jest oczywiście dlatego, że PiSowski gang Olsena, który chce mieć sądy na telefon, nie potrafił nawet obsadzić neo-KRS w sposób zgodny z ustawą, którą sami uchwalili. Dziwić to nie powinno, ten sam gang Olsena ustawę o Sądzie Najwyższym uchwalał przecież 8 (słownie: osiem) razy. 

Przez ostatnie lata, patrząc na wybielanie Burego, marsze faszystów i komentarze i emigrantach, łatwo można było zrozumieć, jak doszło do tego, że Polacy w czasie II wojny światowej byli też mordercami. Wszak w czasie wojny zagrożenie było o wiele większe niż „lewaki w rurkach”. Dziś, patrząc na to, co PIS robi z systemem prawnym, łatwo sobie wyobrazić, jak musiało dojść do rozbiorów Polski. I jak państwo potrafiło w kilka dekad dosłownie zawalić w gruzy i na ponad sto lat stać okupowaną kolonią. 

Szczęściem w nieszczęściu jest to, że tak jak w XVIII wieku mieliśmy za wszystkimi granicami samych wrogów, tak teraz, mimo wszystko mamy, sprzymierzeńców. I zarówno kraje UE, jak i USA (szefowa komisji spraw zagranicznych z Izby Reprezentantów) starają się namówić Polaków, żeby jednak nie rzucali swojego państwa pod pociąg. Póki co im się chce, ale jeśli nas opuszczą, to czeka nas los I i II RP, czyli nadętych krajów, które padły przy pierwszym lepszym pacnięciu przez przeciwnika. I memento, że Polaczki nie potrafią sami się rządzić, potwierdzi się po raz kolejny.