Włodzimierz Cimoszewicz zdewastował leśniczówkę? „Super Express” ujawnia!

2019-03-30 6:07

Wyrwane gniazdka, brak framug w drzwiach i oknach, zerwana boazeria, grzyb na ścianach. Tak wygląda leśniczówka w Puszczy Białowieskiej, którą po blisko dwóch dekadach wynajmu od Lasów Państwowych zostawił były premier Włodzimierz Cimoszewicz (69 l.). Posypały się oskarżenia o zdemolowanie budynku. – Demontaż przedstawiany jako demolka należał do oczekiwań nadleśnictwa! Za cenę kłamstwa chce się zrobić ze mnie człowieka nieuczciwego – mówi nam polityk.

„Wyprowadzając się [z leśniczówki], Włodzimierz Cimoszewicz postanowił zabrać wszystko, co da się wynieść” – pisze tygodnik „Gazeta Polska”, który oskarża byłego polityka SLD. – Cimoszewicz miał wolną rękę w stosunku do tego, co uzna za zasadne zabrać – dla „Wiadomości” TVP komentował Mariusz Agiejczyk z Nadleśnictwa Hajnówka. Niedługo później na byłego premiera wylała się fala hejtu.

– Może Włodzimierz Cimoszewicz (...) opowie, co stało się w leśniczówce? – dopytywała zaczepnie na Twitterze Beata Mazurek (52 l.), rzecznik PiS. Z tym samym pytaniem „SE” zwrócił się do byłego premiera. Jak mówi nam polityk, zainwestował w budynek 300 tys. zł. Umowę najmu miał do 2025 r., ale nadleśnictwo zapytało, czy można ją skrócić. – Sami zadeklarowali, że gotowi są częściowo zrekompensować moje nakłady na ich nieruchomości – mówi nam Cimoszewicz.

Jak twierdzi były premier, nadleśnictwo przekazało mu 50 tys. zł, choć po usunięciu boazerii, mebli i wyposażenia leśniczówki, rzeczoznawca wycenił wkład Cimoszewicza na 140 tys. zł.

Co na to Lasy Państwowe? Przyznają, że polityk mógł zabrać meble czy boazerię. – Na pewno podpisano porozumienie między Cimoszewiczem, a nadleśnictwem. Zabrał to, w co zainwestował – powiedział nam Jarosław Krawczyk z Regionalnej Dyrekcji Lasów w Białymstoku. – Tak czy inaczej, remont jest konieczny – dodaje Krawczyk.

W leśniczówce po Włodzimierzu Cimoszewiczu ma teraz zamieszkać leśniczy. 

Tak były premier w rozmowie z „Super Expressem” komentuje wywózkę sprzętów: 

Nie kwestionuję demontażu wyposażenia leśniczówki. Ale wartość tych sprzętów jest mikroskopijna! Na co komu drewniane części boazerii z gwoździami? Albo rurki na wymiar przycięte od centralnego ogrzewania? Część zdemontowanych rzeczy oczywiście wykorzystałem: na przykład szafki, które sam robiłem. Przeniosłem je do innego pomieszczenia. Tylko, że to w ogóle nie podlegało ocenie rzeczoznawcy.

Musiałem zatrudnić ludzi, którzy pracowali przy remoncie parę tygodni. Wszystko kosztowało sporo zachodu. Wydałem wiele tysięcy złotych na wywóz śmieci, bo przy robocie było mnóstwo odpadków. To wszystko mogę potwierdzić w dokumentacji, którą wystawiło nadleśnictwo. Wynika z niej, że demontaż przedstawiany jako demolka należał do ich oczekiwań!